Czego NIE powiedziałem swojemu ojcu

Są słowa, na których wypowiedzenie brakowało nam odwagi i czasu przez 10, 15, 20, 40 lat. Pytania, których boimy się do dziś. - Trzej dziennikarze ?Gazety" robią swój rozrachunek z ojcami. To ich rozmowy, których nigdy nie odbyli *

ANDRZEJ: NIE POWIEDZIAŁEM CI O PEWNYM LIŚCIE

Ale wtedy Cię już nie potrzebowałem, i to naprawdę. Wiedziałem, że wybrałem dobrą drogę. Myślałem, że już naprawdę jestem wolny, niczego od Ciebie nie oczekuje.

10 lat. Widziałem Cię tylko wieczorami i w niedzielę (wtedy brałeś wędkę i na ryby). Byłeś tak nieobecny, że chyba nawet nie tęskniłem. Ot, przyjeżdżał jakiś facet na śmiesznym motorowerze Komar i tylko się czepiał, że podwórko nieposprzątane i co z nas wyrośnie. Wszystko było nie tak, nawet gdy z braćmi posprzątaliśmy na glanc, do ostatniej słomki, to budziłeś nas i kazałeś poprawić - "ja was nauczę porządku".

Aha, byłeś jeszcze czasem nocą, pamiętam płacz matki, krzyki. Nic z tego nie rozumiałem. Wiem tylko, że chciałem, aby już był ranek. Abyś w końcu pojechał do pracy i wrócił jak najpóźniej. Pięć lat później wykrzyczę Ci w twarz, że chcę żebyś odszedł, że Cię nie potrzebujemy.

Dzisiaj boję się, że moje dzieci też któregoś dnia przestaną na mnie czekać. Można tak odejść, że potem nie da się wrócić?

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że w waszym małżeństwie wszystko było końcem od początku.

Ale dałeś mi klucz do innego świata. Chociaż pewnie nie miałeś pojęcia, do czego go wykorzystam. Przywiozłeś mi pierwsza książkę "Tomek na wojennej ścieżce". Ktoś ci ją dał w pracy. I zaczęło się. Teraz mogłem uciec. Zawsze od Ciebie uciekałem, w książki, religię, tabun przyjaciół. Byle jak najdalej od Ciebie. Za to Ci muszę podziękować - dzięki nienawiści do Ciebie poznałem ludzi i światy, o których istnieniu Ty nie miałeś pojęcia, do których nie miałeś dostępu. Z czasem książki zastąpiły mi życie.

Z miłością do matki było tak samo. Im mocniej ją poniewierałeś i poniżałeś, tym bardziej ją kochałem. Potem już odruchowo stawałem po stronie słabszych i biednych. Byłeś najlepszą szczepionką na chciwość, chęć posiadania władzy, dobrą opinię porządnych ludzi. To Ci się udało.

15 lat. Pamiętam początek stanu wojennego. Pierwsza klasa liceum. Z kolegami umówiliśmy się, że w poniedziałek złożymy przysięgę w konspiracyjnej organizacji młodzieżowej Szaniec. Przyszła niedziela. Obudziłem się, za oknem śnieg. Matka poszła na poranną mszę. Wraca i już w drzwiach szloch. "Ksiądz ogłosił, że Jaruzelski wypowiedział Polsce wojnę, i że trzeba siedzieć w domu".

Kompletny szok, telewizor śnieżył, matka płakała, młodszy brat krzyczał. A ja stałem osłupiały. Jak to? Przecież "Solidarność", przecież 10 milionów. I co?

Bałem się. Jaka wojna? Czekałem, aż coś powiesz. Przecież byłeś w wojsku, a dziadek służył w legionach, no i cała rodzina, te historie o AK-owcach opowiadane przez wujków. Co się robi, jak wybucha wojna? A ty nic. Byłeś blady. Potem krzyczałeś na matkę, że na pewno coś ksiądz pomieszał. A nawet gdyby, to Jaruzelski wie, co robi, to generał i trzeba zaufać. Nie mogłem uwierzyć. Mój ojciec - taki rzeczy? Zapytałeś, czy ja w tej szkole czegoś nie kombinuję. "Powiedz prawdę, a nic ci się nie stanie". Zaufałem. Powiedziałem, że kupiłem oficerki na targu i że mam bibułę w domu. Wpadłeś w szał, jakbym się przyznał, że kogoś zabiłem. Kazałeś mi wszystko spalić. Wyrwałeś mi jakiś niewinny kalendarz z orłem. Nie chciałem oddać, nazwałem Cię zdrajcą, dostałem w twarz. Orła w koronie się nie pali. Nigdy Ci tego nie darowałem. (Może trochę Ci przebaczyłem, po tym jak kilka lat później przyszli esbecy na rewizję i Ty ich opierdoliłeś).

20 lat. Wybrałem takie studia, aby nie były "do niczego potrzebne", i taki uniwersytet, który gwarantował, że w PRL-u na pewno nie zrobię kariery. Żebyś sobie nie myślał.

Tam przeczytałem "Fausta": "Kimże ty jesteś, który wiecznie zła pragnąc, wiecznie czynisz dobro". To też, mój drogi ojcze, dzięki Tobie.

Ale wtedy Cię już nie potrzebowałem, i to naprawdę. Wiedziałem, że wybrałem dobrą drogę. Myślałem, że już naprawdę jestem wolny, niczego od Ciebie nie oczekuje. Chciałem tylko jednego. Abyś odszedł z domu na zawsze, zostawił w spokoju matkę i moich braci. Wiedziałem, że jestem mocny i że sobie poradzę. Potrzebowałem tylko pewności. Czy jesteś z nami (oby nie), czy znikasz. Nie chciałeś podjąć decyzji. Przeklinałem Ciebie, twój strach i zakłamanie.

Wiedziałem, że się boisz. Dlatego pomogłem Ci w ucieczce. Mogłeś sąsiadom i rodzinie tłumaczyć, że wyjechałeś na Zachód do pracy, że to dla dzieci, dla domu. Obydwaj wiedzieliśmy, jak było. Taki cichy układ. Potem 20 lat fikcji. Ale może nie było innego wyjścia. Skąd miałeś wiedzieć, że można inaczej.

Teraz. Pamiętasz, jak ostatnio jechaliśmy samochodem na lotnisko? Ty znowu wracałeś do swojego świata. Tylko tam odnajdywałeś spokój, tam odzyskiwałeś zdrowie. Mój świat się właśnie walił. Pierwszy raz naprawdę Cię potrzebowałem. Nie, żebyś mi radził, jak żyć, przecież nie umiesz. Chciałem, żebyś przez chwilę był do końca, żebyś, kurwa, przez jedną chwilę nie uciekał. Ale bałem się, że jak zacznę mówić, to mi głowa pęknie na kawałki. A ty powiesz coś ze swoich mądrości życiowych i wtedy już nigdy się nie odezwę. I wtedy zdarzył się cud. W milczeniu ścisnąłeś moją rękę. I obaj płakaliśmy jak skrzywdzone dzieci. Wiedziałem, że nie jesteś w stanie mi pomoc, doradzić, przeprowadzić przez ten ból. Ale wystarczyły mi Twoje i moje łzy, męski uścisk i dwa słowa: "Wiem, synu".

Nie powiedziałeś nic więcej i za to Ci dziękuję.

Od 15 lat chciałem Ci powiedzieć o pewnym dniu, kiedy przyszedł list adresowany na Twoje nazwisko, a Ciebie nie było. Odruchowo go otworzyłem i przeczytałem pierwsze zdanie. To był list od niej. Zakleiłem go w pośpiechu. Nie wiedziałem, co zrobić. Nie przeczytałem go nigdy. Bałem się tego, co w nim znajdę. Biorę go ze sobą, gdziekolwiek się przeprowadzam. Leży schowany na zielonej półce z książkami, którą zrobiłeś własnoręcznie, gdy się wyprowadzałem z domu. Nigdy go nie przeczytałem, a po tylu latach mam wrażenie, że znam każde słowo na pamięć.

Chciałbym Ci powiedzieć coś, abyś poczuł, że to wszystko miało sens. I żebyś już nie uciekał. I że w końcu zrozumiałem, że mimo wszystko nie chcę mieć innego ojca.

JACEK: NIE POWIEDZIAŁEM CI, ŻE TAK SIĘ ZA CIEBIE WSTYDZIŁEM

Już Ci nic nie powiem. Poza tym, że chciałbym, żebyś żył jak najdłużej.

Gdy miałem 10 lat. Nie powiedziałem Ci, bo tego jeszcze nie wiedziałem, że nasza mama (Ty też mówisz o niej "nasza mama"), biorąc sobie Ciebie za męża, zamieniła Cię w swojego syna. Nie uświadamiam sobie więc jeszcze, że nasza mama dokonała na nas obu perfekcyjnego zabójstwa.

Jest już po zabójstwie.

Nie gram z chłopakami w piłkę, boję się jej. Jak leci do mnie, kojarzy mi się z bombą atomową, o której tyle się mówi w telewizji (jest początek lat 70.). Leci na mnie, a ja mam metalową rurę w przełyku ze strachu. Nie umiem pływać. Nie umiem jeździć na nartach. Nie umiem się bić. Nie mam prawa biegać. Nie mam prawa się pocić. A Ty jesteś świetnym piłkarzem i świetnym pływakiem. I wiem, że kilka razy się biłeś z kolegami na budowie.

Pamiętam, że kiedy miałem 5 lat, umiałeś płynąć na plecach, jednocześnie trzymając mnie leżącego na swoim brzuchu. Niestety, ona bardzo szybko nas obu wykastrowała. Zabroniła, byśmy robili cokolwiek, co jest niebezpieczne. "Mam tylko ciebie jednego, nigdy nie będziesz miał rodzeństwa, nie może ci się nic stać, bo mamusia by tego nie przeżyła". Niebezpieczne według niej mogło być wszystko, co dzieje się poza jej wzrokiem.

I tak powstał łamaga, dla którego każde pragnienie przykryte jest lękiem.

Twoja wina tkwi w tym, że zgodziłeś się na tę kastrację. Że nie protestowałeś, że odpuściłeś sobie robienie ze mnie mężczyzny.

Nie potrafiłeś nawet zasłużyć na mój szacunek. Gdy mama przy mnie mówiła: "On jest taki głupi, taki nieważny", nawet nie protestowałeś.

Gdy miałem 15 lat. Już dowiedziałem się od mamy, dlaczego jesteś nieważny. Kochała jakiegoś marynarza, ale Ty zrobiłeś wszystko, żeby ją od niego odciągnąć. Biegałeś z nożem po wsi, więc dla świętego spokoju wyszła za Ciebie. "Ale synku, ja go w ogóle nie kochałam".

Ja też.

Od roku życzę Ci śmierci. Nie wiem, dlaczego tak dokładnie to pamiętam, ale wiem, że byłem w połowie siódmej klasy, gdy zacząłem się modlić, żebyś umarł.

Najwięcej wstydu przynosi mi to, że jako wzorowy uczeń, w podstawówce przewodniczący samorządu szkolnego, a teraz licealista, który właśnie wydrukował swój pierwszy tekst w gazecie, muszę Cię szukać po całym mieście.

Są tylko trzy lokale, więc szukanie nie zabiera dużo czasu. Więcej czasu zabiera wystawanie pod oknami knajpy, żeby zorientować się, czy tam jesteś; tak patrzeć, by ludzie na ulicy nie widzieli, że tam stoję z twojego powodu. Kiedy wracam i zdaję relację sztabowi-matce, najgorszy jest rozkaz sztabu (dla zawoalowania ubrany w ton prosząco-błagalny "bo jak nie, to ja umrę"), żebym wszedł do lokalu i Cię zabrał.

Do listy win, za które musisz umrzeć, dodaję to, że nigdy dokładnie nie wiesz, w której jestem klasie.

Co więcej - wiem więcej niż Ty. Wstydzę się, że nie odróżniasz Austrii od Australii i nie masz pojęcia, kim był Słowacki ("Coś to było, jakiś książę chyba, nie?"). A więc do tego wszystkiego jeszcze jesteś idiotą, z którym nie mogę o niczym rozmawiać.

Gdy miałem 20 lat. Dzięki temu, że jestem już na studiach w innym mieście, mam Cię głęboko w d...

Nic Ci nie chcę powiedzieć i nic nie muszę. Pogardzam tobą.

Jednak raz w tygodniu przyjeżdżam do domu, bo nie mogę żyć bez mamy. Przychodzą święta i ona (zawsze chora) powtarza swój stały tekst: "Za rok to mama już nie będzie żyła".

Teraz (czyli lat 40). Teraz już wiem, że nie tylko ona Cię wykastrowała. Na spółkę z nią zrobił to PRL. Mężczyzna nie miał nawet prawa wybrać miejsca, gdzie pojedzie na wczasy z rodziną, bo robił to za niego FWP. Nawet z kochanką w hotelu nie mógł zamieszkać, bo nie meldowało się razem osób niespokrewnionych.

Najmądrzejsze zdanie w życiu usłyszałem od Ciebie niedawno. Zawierało słowo "chuj".

"A chuj im do tego, jak on żyje".

Mówisz to do mamy, kiedy ona znów zaczyna: "Jak to wygląda, żebym nie miała wnuka! Jak on może mówić na głos, że nie lubi dzieci. Jak on żyje?! Jak to wygląda przed ludźmi?".

A na to Ty: "A ch ".

Za to Cię bardzo szanuję.

Masz 73 lata, zachowujesz się fantastycznie. Nie pijesz alkoholu od 14 lat. Nie możesz wytrzymać jednego dnia bez mojego głosu. Zadzwoniłeś przed chwilą z pytaniem, co trzeba kupić, w czym pomóc. "To kup żwirek dla kota" - powiedziałem. "Syneczku, życzę Ci miłego dnia, tata wszystko kupi, co trzeba, zawsze dzwoń i mów, bo ja to jestem szczęśliwy, jak słyszę głos mojego syna".

To powoduje, że już Ci nic nie powiem. Poza tym, że chciałbym, żebyś żył jak najdłużej.

MAREK: NIE POWIEDZIAŁEM CI, ŻE CHCIAŁEM CIĘ ZABIĆ

Po raz pierwszy widzę, że jesteś słaby. I po raz pierwszy czuję, że mogę z tobą wygrać, zemścić się.

Gdy miałem 10 lat. Nie powiedziałem właściwie ci jeszcze nic, tato, nawet nie wiem, jak to jest z tobą rozmawiać. Wiem za to, jak się wykonuje polecenia, odkurzanie dywanu kwadracik po kwadraciku, czyszczenie roweru szprycha za szprychą. Nienawidzę tego, nienawidzę, jak mnie tresujesz, jak za wszelką cenę chcesz mnie zmienić w siebie, ale jeszcze lepszego, jeszcze bardziej perfekcyjnego (choć jeszcze nie wiem, że o to ci właśnie chodzi).

Może i polubiłbym wspólne sklejanie plastikowych samolotów - ale nie wolno mi tego robić razem z tobą. Moje niezgrabne palce tylko zepsułyby model - więc tylko siedzę i patrzę, jak sklejasz delikatne kadłuby. Nie mogę odejść, każesz mi patrzeć i podziwiać. I cieszyć się. Z czego mam się cieszyć? Dlaczego nie pozwalasz mi na błędy? Dlaczego liczy się tylko to, co ty robisz? Dlaczego to, czego ja chcę, wcale cię nie obchodzi? Dlaczego tak dziwnie mnie kochasz, bo przecież wiem, że kochasz.

Jestem znudzony. Chyba irytuje cię moja zblazowana mina. Bijesz mnie. Za co?

Chociaż i tak lepsze jest sklejanie samolotów, lepsze bicie niż czekanie. Bo ciebie ciągle nie ma. Pracujesz czy uciekasz przede mną i przed mamą? Nienawidzę tego nasłuchiwania, czekania, czy już stoisz przed drzwiami. A jak stoisz, to trzeźwy czy naprany? Całe szczęście nie jesteś z tych ojców, co kiedy piją, to biją. Ale ja i tak się boję. Czy wrócisz? W głowie mam obraz, że cię napadli w ciemności, że zabili.

Teraz myślę, że to ja chciałem cię zabić.

Gdy miałem 15 lat. Buntuję się, nie wracam na noc, a twoja matka umiera. Nie dajesz rady. Bijesz mnie w twarz. A potem płaczesz. Po raz pierwszy widzę, że jesteś słaby. I po raz pierwszy czuję, że mogę z tobą wygrać, zemścić się.

Innym razem wracam do domu pijany. Widzisz, że się zataczam. Boję się, ale ty się tylko śmiejesz. Czy dobrze rozumiem: jesteś ze mnie dumny? Chyba po raz pierwszy. Dlaczego właśnie z tego?

Ja wcale nie chciałem z tobą rywalizować, ale to ty narzuciłeś reguły gry. Ciągle mi udowadniałeś, że jesteś silniejszy, mądrzejszy, że tobie wolno wszystko, a mnie tylko to, na co łaskawie mi zezwolisz. Teraz ci pokażę, że to ja jestem kimś wyjątkowym, a ty smutnym, wystraszonym, przegranym facetem z zapyziałego miasteczka.

Gdy miałem 20 lat. Znowu płaczesz przeze mnie. Nawyzywałem cię od idiotów. Jestem na prestiżowych studiach, możesz się schować ze swoją zaoczną maturą. Jeżdżę po świecie, kocham się, z kim i gdzie popadnie, i gardzę tobą. Tym, że wciąż jeździsz maluchem, że masz ciasne, prawicowe poglądy i boisz się wsiąść do samolotu. Ale staram się być dla ciebie dobry. Trochę z litości, a trochę z miłości, do której nie chcę się przyznać nawet przed samym sobą.

Teraz jesteś ze mnie dumny, chwalisz się mną. Obrzydliwe. Gdybyś wiedział, kim naprawdę jestem, jak bardzo się różnimy, wyrzuciłbyś moje zdjęcie z portfela.

Teraz. Przepraszam. Wiesz, z biegiem czasu odkrywałem w sobie te same lęki, które przygniatały ciebie. Zaczynam też rozumieć, że bardzo się starałeś być dobrym ojcem. Ale nie umiałeś, odziedziczyłeś beznadziejne, autorytarne wzory. I ten przymus: facet jest po to, żeby utrzymać rodzinę. Za wszelką cenę. To ci się udało, choć poświęciłeś na to życie.

Wciąż nie chcę być taki jak ty, bronię się przed tym rozpaczliwie, obraz ojca przysypiającego w fotelu przed telewizorem działa na mnie jak budzik. Ale niedawno zasnęliśmy razem, oglądając film o największym samolocie świata. Nie było tak strasznie.

Bardzo chciałbym się z tobą przelecieć tym nowym samolotem. Ale nie wiem, czy nie jest za późno. Bo tak naprawdę boję się jednego: że umrzesz. A może nawet nie tego, ale tego, że ja się nie sprawdzę, że nie będę w stanie skonfrontować się z twoim lękiem, nie będę umiał pomóc ci odejść. I że potem ja zostanę już sam z moim własnym życiem i umieraniem.

I wiesz, wciąż boję się zostać ojcem. Ale jak nim zostanę, będę lepszy niż ty.

---

* Dziennikarze nie podają swych nazwisk, by nie ranić rodziców.

A my? Jako dzieci - czy jest coś czego nigdy nie powiemy swoim ojcom? I jako ojcowie - czy jest coś co zawsze chcieliśmy powiedzieć dzieciom, ale nigdy tego nie powiedzieliśmy?

Piszcie: powrot.taty@gazeta.pl

Wasze listy: powrottaty.blox.pl

Więcej o:
Copyright © Agora SA