Mamy idą do pracy

Czują ciągły niepokój o dziecko i wyrzuty sumienia. Dla wielu pracodawców są zbędnym ciężarem. Nie otrzymują awansów ani podwyżek, choć - jak wykazują badania - są kompetentne i sumienne.

Jestem samotną mamą ośmiomiesięcznej Zosi. Kiedy skończył mi się urlop macierzyński, próbowałam wrócić do pracy, bo mam kredyt, a poza tym lubię być wśród ludzi. Niestety, w żadnym żłobku nie ma miejsca, a zatrudnienie niani nie wchodzi w grę, bo musiałabym zapłacić ponad połowę tego, co zarabiam. Zachęcona przykładami prezentowanych w "Poradniku Domowym" firm przyjaznych mamom, próbowałam dogadać się z szefem w sprawie telepracy. Jestem księgową. Chciałam przychodzić do firmy dwa razy w tygodniu i uzgadniać z kierownikiem zadania, a potem się z nich rozliczać. Nic z tego. Powiedział wprost, że nie ma ochoty na eksperymenty i nie będzie sobie brał na głowę nowego kłopotu. Co mi pozostaje? Chyba tylko urlop wychowawczy i jakaś praca na czarno. Znajoma radzi, bym zarejestrowała działalność gospodarczą i świadczyła usługi księgowe. Może to dobry pomysł, ale czy podołam? - żali się w liście do redakcji 32-letnia Teresa.

Pogoda na rodzenie

Podobnych skarg otrzymujemy wiele przy okazji akcji związanej z prowadzonym od czterech lat konkursem Firma Przyjazna Mamie. Właśnie rusza jego piąta edycja. Na szczęście przybywa też zgłoszeń, w których kobiety chwalą swoje miejsca pracy i szefów. Ale sytuacja pracujących mam wciąż nie jest najlepsza.

Na zlecenie Fundacji Świętego Mikołaja i Instytutu Badania Opinii Społecznej i Rynku Millward Brown SMG/KRC przeprowadzono badania sytuacji zawodowej matek. Okazało się, że co szósty pracodawca uważa, że kobieta w ciąży staje się gorszym pracownikiem, a co czwarta Polka obawia się zwolnienia z powodu ciąży.

Z otwartymi ramionami młode mamy przyjmowane są w budżetówce i firmach, gdzie pracuje dużo pań. Najgorzej jest w zakładach, które zatrudniają kilka osób. Nieprzyjazny dla matek rynek pracy sprawia, że co piąta kobieta odkłada urodzenie dziecka w obawie przed utratą posady. Aż 15 proc. pań podczas rozmowy wstępnej usłyszało pytanie o plany rodzinne, a od 4 proc. żądano zaświadczenia, że nie są w ciąży. Ponad połowa badanych obawiała się reakcji szefa na wiadomość o macierzyństwie, ale mimo to dwie trzecie kobiet powiedziało pracodawcy o ciąży, gdy nie była ona jeszcze zbyt widoczna. Co piąty nie był z tej wiadomości zadowolony.

Od 1 stycznia wydłużony został urlop macierzyński. Teraz jest on uzależniony od liczby dzieci urodzonych przy jednym porodzie. Na jedno dziecko przysługuje 20 tygo- dni urlopu, na dwoje - 31 tygodni, troje - 33 tygodnie, czworo - 35 tygodni, a pięcioro i więcej - 37 tygodni. W Polsce pod tym względem nie jest źle - socjalne prawo unijne przewiduje tylko 14 tygodni urlopu macierzyńskiego. Poza Polską 100 proc. wynagrodzenia w czasie takiego urlopu wypłaca się we Francji, Holandii, Hiszpanii, Niemczech i w Austrii.

Zgodnie z Kodeksem pracy kobieta po urlopie wychowawczym powinna otrzymać to samo stanowisko i wynagrodzenie. Wydaje się oczywiste, że po macierzyńskim również. W praktyce bywa jednak różnie.

Pracownik drugiej kategorii?

"Kiedy wróciłam do firmy, szef poinformował, że moje stanowisko pracy zlikwidowano, więc albo wymówi mi po miesiącu, albo zgodzę się na niższe stanowisko i mniejsze zarobki. Zgodziłam się na drugą propozycję, choć czułam, że to łamanie prawa w białych rękawiczkach. Nie miałam siły walczyć. Wiem, że z dzieckiem mam niewielkie szanse na znalezienie dobrej pracy. " - wyznaje w liście do redakcji 27-letnia Joanna.

Jej obawy nie są bezzasadne. Pracodawcy obawiają się, że młoda mama będzie pracownikiem mniej dyspozycyjnym, stale na zwolnieniach. W praktyce okazuje się, że to obawy nieuzasadnione. Pracodawcy nie biorą pod uwagę tego, że kobiety wychowując dziecko, nabywają umiejętności przydatnych również w życiu zawodowym - cierpliwości, wyrozumiałości, organizacji pracy. Młodą matkę zazwyczaj omijają podwyżki, gdy otrzymują je inni pracownicy, choć wielu pracodawców (68 proc.) dobrze ocenia ich pracę, uważając, że są kompetentne, lojalne i zorganizowane. Zupełnie nie przekłada się to jednak na zarobki i awans.

Istotną przeszkodą w powrocie mam do pracy jest problem opieki nad dzieckiem. Na opiekunkę stać zaledwie ok. 2 proc. rodzin. Pozostaje żłobek lub dziadkowie. Niestety, od 2000 r. zmniejszyła się liczba publicznych żłobków (o 16 proc.), a drastyczne przepisy (podobne, jak przy zakładaniu prywatnych szpitali) praktycznie uniemożliwiają powstawanie prywatnych.

Szkolenia za unijne pieniądze

Trwają prace nad ustawą, która ma zmienić formy opieki nad dziećmi. Projekt zakłada, że firmy będą mogły otwierać dla dzieci pracowników miniżłobki za pieniądze samorządu. Przewiduje się nowe formy opieki: klub (dzieci mogą w nim przebywać do 5 godz. dziennie), ogródek (dla dzieci od roku do 5 lat, do 12 godz. tygodniowo), dzienny rodzic (dla dzieci od 20 tygodnia życia, opieka w domu prowadzącego, nad piątką dzieci, bez limitu czasu).

Mamy cieszą się ze wsparcia UE, która finansuje szkolenia w Polsce. Trwa I edycja projektu "Miejsce mam na rynku pracy. Reintegracja zawodowa i społeczna kobiet wychowujących dzieci" organizowanego przez Centrum Językowe EVEREST (II edycja w grudniu). Takie zajęcia, poza wiedzą z obsługi komputera, znajomości języków etc., sprawiają, że kobiety zyskują pewność siebie.

To ważne, bo po okresie przebywania w domu największy kłopot mają z szukaniem na własną rękę pracy - wyznaje na łamach "Metra" Aldona Kossowska z Global Training Centre, będące- go organizatorem szkolenia "Mama wraca do pracy" (www.mama.org.pl). Projekt prowadzony jest od trzech lat, skorzystały już z niego 692 mamy.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.