W pewnym sensie jeszcze przed jego narodzinami. Zwykle, kiedy już wiemy, że będziemy mieć córkę, kupujemy dla niej różowe ubranka, a jeśli spodziewamy się syna - niebieskie
Nie. Wszystko jest w porządku, dopóki chodzi jedynie o to, że różne płcie mają różne atrybuty. Gorzej, gdy uważamy, że to, czy dziecko jest dziewczynką, czy chłopcem zmniejsza lub zwiększa jego życiowe szanse. Te nasze poglądy przekazujemy bowiem dziecku. Nawet nieświadomie.
Tak. Żyjemy w kulturze patriarchalnej, w której to co męskie, jest uważane przez wielu za lepsze, a to co kobiece, za gorsze. Nie zawsze sobie uświadamiamy, jak mocne bywa to przekonanie. Proszę zwrócić uwagę chociażby na język, jakim się posługujemy. Mówimy np. "męska decyzja" i "babskie gadanie". To pierwsze jest synonimem decyzji rozsądnej i przemyślanej, a drugie rozmowy pozbawionej treści. To tylko jeden z wielu przykładów.
Oczywiście. Mogą wpoić chłopcu przekonanie, że obie płcie są równie dobre albo - że lepiej być dziewczynką. Zdarza się tak, że z różnych przyczyn rodzice bardzo chcą mieć córkę, a rodzi im się syn, albo odwrotnie. I przeżywają rozczarowanie, którego nie da się przed dzieckiem ukryć. Zwłaszcza że matka, która zwykle częściej zajmuje się niemowlęciem, może mu je przekazywać - nawet przez dotyk.
Dla matki, która w pełni akceptuje swoje dziecko, każdy kontakt z nim - mycie, przewijanie, przebieranie - jest przyjemny. Dla tej, która ma ze swoim macierzyństwem jakiś problem, te czynności pielęgnacyjne mogą być wręcz niemiłe. Może więc robić wszystko, by jak najszybciej mieć je za sobą. Chodzi jej głównie o efekt - czyste i zadbane dziecko, a nie o okazję do bliskiego fizycznego kontaktu. Oczywiście niemowlę nie zdaje sobie sprawy z tego, że matka nie akceptuje jego płci, nie ma też jednak okazji odczuć matczynego zachwytu. Tutaj nie jest dobrze wyjaśnione, że w tym przykładzie matczyna niechęć jest związana z płcią dziecka; wcześniejszy opis może doskonale się stosować do niechęci wynikającej z czegokolwiek innego - dałabym, że matka ma problem nie tyle z macierzyństwem, ile z płcią dziecka właśnie. I może to mieć niekorzystny wpływ na jego rozwój emocjonalny. Potem, kiedy dziecko jest trochę starsze, nieraz słyszy, jak matka mówi np.: "chłopcom żyje się łatwiej", albo "żadnemu mężczyźnie nie można zaufać". Do ostatnich dwóch zdań dałabym już nowe pytanie, bo to nieco inna kwestia.
Przede wszystkim nie łączmy płci ze zdolnością do zwykłych, codziennych czynności. Nie mówmy więc: "chłopcy nie potrafią prasować" albo "dziewczynki nie umieją wbijać gwoździ", bo posiadanie pochwy ma się nijak do operowania młotkiem, tak jak posiadanie penisa ma się nijak do sztuki posługiwania się żelazkiem. Nie należy też karcić chłopca "że płacze jak baba", dziewczynki, że "rozrabia jak chłopak" ani wymagać, by córka pomagała w domu, a syn nie. Pół biedy jeśli mamy jedno dziecko i pozwalamy mu na więcej, bo jest chłopcem albo dziewczynką. Wtedy ono może przez pewien czas myśleć, że tak są po prostu wychowywane wszystkie dzieci. Gorzej, jeśli mamy i syna, i córkę - wtedy dzieci mają porównanie.
Lepiej iść za głosem dziecka i kupić je wtedy, gdy dziecko się nimi zainteresuje albo o nie poprosi.
Niektórzy boją się, że jak kupią chłopcu lalkę, to wyrośnie na homoseksualistę. Co oczywiście jest absurdem. (Już bardziej zrozumiała jest obawa, że narażą go przez to na niemiłe uwagi). Ale nawet ci, którzy w swoich lękach nie posuwają się aż tak daleko, często się martwią, że skoro dziecko chce mieć taką zabawkę, to widać nie całkiem identyfikuje się z własną płcią.
Zupełnie niepotrzebnie. Jeśli rodzice akceptują płeć dziecka, to ono, jeszcze zanim wkroczy w wiek przedszkolny, zaczyna się ze swoją płcią identyfikować. Jeśli jest chłopcem, chętnie naśladuje ojca, jeśli dziewczynką - matkę. Nic więc dziwnego, że synek, który widzi, jak tata tuli w ramionach jego młodszego braciszka czy siostrzyczkę, wyciąga ręce po lalkę, a córeczka, która patrzy, jak mama wiesza obrazki na ścianie, sięga po młotek. Naprawdę niebezpieczne jest co innego - próba przeobrażenia chłopca w dziewczynkę i odwrotnie, czyli traktowanie dzieci tak, jakby były innej płci, np. ubieranie syna w sukienki i zwracanie się do niego, jakby był dziewczynką.
To w pewnym wieku zupełnie normalne. Pod warunkiem, że dzieci zazdroszczą sobie znamion swej płci nie dlatego, że uważają jedne za lepsze, a drugie za gorsze, tylko dlatego, że są inne, że ktoś ma coś, czego one nie mają.
I co mu pani powiedziała?
I tu się pani pomyliła, bo mogą. Ja to wyćwiczyłam z koleżanką w przedszkolu. Tak więc jedyne, czego kobiety nie mogą, to zapładniać. Mężczyźni zaś nie mogą rodzić dzieci.
To trzeba mu spokojnie powiedzieć, że pani widocznie nie wie, że dziewczynki też mogą pracować na budowie, ale rodzice wiedzą.
Najlepiej w zabawie pokazać mu, że to czy zostanie budowniczym nie zależy od płci, tylko od indywidualnych predyspozycji. Kiedy będzie bawił się z koleżanką, proszę mu pokazać, że i ona, i on potrafią podnieść ciężką książkę, ale ani jedno, ani drugie nie poradzi sobie ze stołem. Z tego płynie prosty wniosek, że przy wyborze zawodu liczą się przede wszystkim zdolności i umiejętności, a nie płeć. Może pani też zwracać mu uwagę na kobiety wykonujące czynności tradycyjnie uważane za męskie. Nie chodzi o prelekcję na temat równości płci, tylko o krótką informację ("Spójrz, pani kieruje dźwigiem").
Od teorii lepszy jest przykład. Głównie ten, jaki sami dziecku dajemy. Bo my możemy dużo opowiadać o tym, że prasowanie, gotowanie i pranie nie jest zarezerwowane dla kobiet, ale nic z tego do malca nie dotrze, jeśli jednocześnie będzie widział, że domem zajmuje się wyłącznie mama.
Można jej zwrócić uwagę, poprosić, by traktowała dzieci tak samo, ale nie należy liczyć, że zmieni swój światopogląd. Nawet jeśli dostosuje się w jednej kwestii, to pewnie i tak zaraz zachowa się podobnie w innej. Jeśli przez całe życie usługiwała mężczyznom, to teraz robi to automatycznie i musiałaby się bardzo pilnować, żeby to zmienić. Lepiej więc, jeśli babcia zaniesie śniadanie chłopcu, by rodzice zanieśli je dziewczynce, mówiąc np.: "Dzisiaj jest święto, bo przyjechała babcia i z tej okazji wszystkie dzieci dostają śniadanie do łóżka". Mało prawdopodobne, by babcia powiedziała wtedy: "Nie, ono należy się tylko chłopcom" .
To trzeba spokojnie powiedzieć "Nie, w naszym domu, dziewczynki i chłopcy są traktowani jednakowo". Ja jednak nie przeceniałabym wpływu dziadków czy przedszkola na światopogląd dziecka. Jeśli rodzice mają egalitarne poglądy, to takie pojedyncze sytuacje malcowi nie zaszkodzą. Pamiętam, jak w przedszkolu śmiałyśmy się z moją przyjaciółką z pięcioletniego brata naszej koleżanki. Uważałyśmy go za niedojdę, bo ta nasza sześcioletnia Gosia musiała pastować buty bratu, podczas gdy ich czteroletnia siostra pastowała sobie buty sama. Nam wtedy do głowy nie przyszło, że chodzi tu o coś innego niż brak umiejętności. Tymczasem niesamodzielność tego chłopca wynikała z tego, że był wychowywany w domu, w którym kobiety (nawet sześcioletnie), usługiwały mężczyznom (nawet pięcioletnim). Zrozumiałyśmy to dopiero kilka lat później.
Prof. Maria Beisert jest psycholożką, seksuolożką i prawniczką, autorką książek "Seks twojego dziecka" i "Seksualność w cyklu życiu człowieka". Pracuje w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
To także może cię zainteresować: