Bez płciowych schematów

Warto tak wychować dziecko, by uważało, że jego przyszłość zależy od chęci, zdolności i pracy, a nie od tego jakiej jest płci.

Kiedy płeć dziecka zaczyna mieć wpływ na to, jak je traktujemy?

W pewnym sensie jeszcze przed jego narodzinami. Zwykle, kiedy już wiemy, że będziemy mieć córkę, kupujemy dla niej różowe ubranka, a jeśli spodziewamy się syna - niebieskie

Ale w tych zakupach nie ma chyba nic złego?

Nie. Wszystko jest w porządku, dopóki chodzi jedynie o to, że różne płcie mają różne atrybuty. Gorzej, gdy uważamy, że to, czy dziecko jest dziewczynką, czy chłopcem zmniejsza lub zwiększa jego życiowe szanse. Te nasze poglądy przekazujemy bowiem dziecku. Nawet nieświadomie.

I jeśli jest chłopcem to zwykle otrzymuje komunikat, że jest na uprzywilejowanej pozycji...

Tak. Żyjemy w kulturze patriarchalnej, w której to co męskie, jest uważane przez wielu za lepsze, a to co kobiece, za gorsze. Nie zawsze sobie uświadamiamy, jak mocne bywa to przekonanie. Proszę zwrócić uwagę chociażby na język, jakim się posługujemy. Mówimy np. "męska decyzja" i "babskie gadanie". To pierwsze jest synonimem decyzji rozsądnej i przemyślanej, a drugie rozmowy pozbawionej treści. To tylko jeden z wielu przykładów.

Ale i tak na światopogląd dziecka decydujący wpływ ma światopogląd jego rodziców. A oni mogą mieć inne podejście niż większość społeczeństwa.

Oczywiście. Mogą wpoić chłopcu przekonanie, że obie płcie są równie dobre albo - że lepiej być dziewczynką. Zdarza się tak, że z różnych przyczyn rodzice bardzo chcą mieć córkę, a rodzi im się syn, albo odwrotnie. I przeżywają rozczarowanie, którego nie da się przed dzieckiem ukryć. Zwłaszcza że matka, która zwykle częściej zajmuje się niemowlęciem, może mu je przekazywać - nawet przez dotyk.

W jaki sposób?

Dla matki, która w pełni akceptuje swoje dziecko, każdy kontakt z nim - mycie, przewijanie, przebieranie - jest przyjemny. Dla tej, która ma ze swoim macierzyństwem jakiś problem, te czynności pielęgnacyjne mogą być wręcz niemiłe. Może więc robić wszystko, by jak najszybciej mieć je za sobą. Chodzi jej głównie o efekt - czyste i zadbane dziecko, a nie o okazję do bliskiego fizycznego kontaktu. Oczywiście niemowlę nie zdaje sobie sprawy z tego, że matka nie akceptuje jego płci, nie ma też jednak okazji odczuć matczynego zachwytu. Tutaj nie jest dobrze wyjaśnione, że w tym przykładzie matczyna niechęć jest związana z płcią dziecka; wcześniejszy opis może doskonale się stosować do niechęci wynikającej z czegokolwiek innego - dałabym, że matka ma problem nie tyle z macierzyństwem, ile z płcią dziecka właśnie. I może to mieć niekorzystny wpływ na jego rozwój emocjonalny. Potem, kiedy dziecko jest trochę starsze, nieraz słyszy, jak matka mówi np.: "chłopcom żyje się łatwiej", albo "żadnemu mężczyźnie nie można zaufać". Do ostatnich dwóch zdań dałabym już nowe pytanie, bo to nieco inna kwestia.

Ale jeśli uważamy obie płcie za równie dobre i chcemy, by nasze dziecko też tak uważało, jak mamy je wychowywać?

Przede wszystkim nie łączmy płci ze zdolnością do zwykłych, codziennych czynności. Nie mówmy więc: "chłopcy nie potrafią prasować" albo "dziewczynki nie umieją wbijać gwoździ", bo posiadanie pochwy ma się nijak do operowania młotkiem, tak jak posiadanie penisa ma się nijak do sztuki posługiwania się żelazkiem. Nie należy też karcić chłopca "że płacze jak baba", dziewczynki, że "rozrabia jak chłopak" ani wymagać, by córka pomagała w domu, a syn nie. Pół biedy jeśli mamy jedno dziecko i pozwalamy mu na więcej, bo jest chłopcem albo dziewczynką. Wtedy ono może przez pewien czas myśleć, że tak są po prostu wychowywane wszystkie dzieci. Gorzej, jeśli mamy i syna, i córkę - wtedy dzieci mają porównanie.

A co z zabawkami? Czy profilaktycznie kupić synowi lalkę, a córce "małego stolarza"?

Lepiej iść za głosem dziecka i kupić je wtedy, gdy dziecko się nimi zainteresuje albo o nie poprosi.

Rodzice jednak często próbują przekonać dziecko, że to zły wybór. Dlaczego?

Niektórzy boją się, że jak kupią chłopcu lalkę, to wyrośnie na homoseksualistę. Co oczywiście jest absurdem. (Już bardziej zrozumiała jest obawa, że narażą go przez to na niemiłe uwagi). Ale nawet ci, którzy w swoich lękach nie posuwają się aż tak daleko, często się martwią, że skoro dziecko chce mieć taką zabawkę, to widać nie całkiem identyfikuje się z własną płcią.

Martwią się niepotrzebnie?

Zupełnie niepotrzebnie. Jeśli rodzice akceptują płeć dziecka, to ono, jeszcze zanim wkroczy w wiek przedszkolny, zaczyna się ze swoją płcią identyfikować. Jeśli jest chłopcem, chętnie naśladuje ojca, jeśli dziewczynką - matkę. Nic więc dziwnego, że synek, który widzi, jak tata tuli w ramionach jego młodszego braciszka czy siostrzyczkę, wyciąga ręce po lalkę, a córeczka, która patrzy, jak mama wiesza obrazki na ścianie, sięga po młotek. Naprawdę niebezpieczne jest co innego - próba przeobrażenia chłopca w dziewczynkę i odwrotnie, czyli traktowanie dzieci tak, jakby były innej płci, np. ubieranie syna w sukienki i zwracanie się do niego, jakby był dziewczynką.

A co myśleć, kiedy chłopiec oświadcza, że chciałby mieć piersi albo dziewczynka mówi, że chciałaby mieć siusiaka?

To w pewnym wieku zupełnie normalne. Pod warunkiem, że dzieci zazdroszczą sobie znamion swej płci nie dlatego, że uważają jedne za lepsze, a drugie za gorsze, tylko dlatego, że są inne, że ktoś ma coś, czego one nie mają.

A jeśli dziecko przynosi z przedszkola opinię, że lepiej być chłopcem? Ostatnio mój czteroletni syn po powrocie do domu poinformował mnie, że dziewczynki nie mogą być Bobami Budowniczymi.

I co mu pani powiedziała?

Że mogą. Że jedyne, czego dziewczynki nie mogą, to sikać na stojąco.

I tu się pani pomyliła, bo mogą. Ja to wyćwiczyłam z koleżanką w przedszkolu. Tak więc jedyne, czego kobiety nie mogą, to zapładniać. Mężczyźni zaś nie mogą rodzić dzieci.

A jeśli on będzie się upierał z tym Bobem, "bo pani tak powiedziała"? Wychowawczyni ma przecież ogromny autorytet.

To trzeba mu spokojnie powiedzieć, że pani widocznie nie wie, że dziewczynki też mogą pracować na budowie, ale rodzice wiedzą.

Tyle, że jak się rozejrzy, to rzeczywiście zobaczy na budowach samych mężczyzn. Książkowy Bob Budowniczy też jest chłopcem.

Najlepiej w zabawie pokazać mu, że to czy zostanie budowniczym nie zależy od płci, tylko od indywidualnych predyspozycji. Kiedy będzie bawił się z koleżanką, proszę mu pokazać, że i ona, i on potrafią podnieść ciężką książkę, ale ani jedno, ani drugie nie poradzi sobie ze stołem. Z tego płynie prosty wniosek, że przy wyborze zawodu liczą się przede wszystkim zdolności i umiejętności, a nie płeć. Może pani też zwracać mu uwagę na kobiety wykonujące czynności tradycyjnie uważane za męskie. Nie chodzi o prelekcję na temat równości płci, tylko o krótką informację ("Spójrz, pani kieruje dźwigiem").

A może właśnie powinnam - ponieważ żyjemy w społeczeństwie patriarchalnym - zawczasu porozmawiać z nim o tym, że chłopcy i dziewczynki mają równe prawa i obowiązki?

Od teorii lepszy jest przykład. Głównie ten, jaki sami dziecku dajemy. Bo my możemy dużo opowiadać o tym, że prasowanie, gotowanie i pranie nie jest zarezerwowane dla kobiet, ale nic z tego do malca nie dotrze, jeśli jednocześnie będzie widział, że domem zajmuje się wyłącznie mama.

Duży wpływ na dzieci mają też dziadkowie, a oni zwykle mają tradycyjne poglądy. Co zrobić na przykład, gdy babcia przyjeżdża w odwiedziny i zaczyna faworyzować wnuka podając mu do łóżka śniadanie?

Można jej zwrócić uwagę, poprosić, by traktowała dzieci tak samo, ale nie należy liczyć, że zmieni swój światopogląd. Nawet jeśli dostosuje się w jednej kwestii, to pewnie i tak zaraz zachowa się podobnie w innej. Jeśli przez całe życie usługiwała mężczyznom, to teraz robi to automatycznie i musiałaby się bardzo pilnować, żeby to zmienić. Lepiej więc, jeśli babcia zaniesie śniadanie chłopcu, by rodzice zanieśli je dziewczynce, mówiąc np.: "Dzisiaj jest święto, bo przyjechała babcia i z tej okazji wszystkie dzieci dostają śniadanie do łóżka". Mało prawdopodobne, by babcia powiedziała wtedy: "Nie, ono należy się tylko chłopcom" .

A gdyby się tak zdarzyło?

To trzeba spokojnie powiedzieć "Nie, w naszym domu, dziewczynki i chłopcy są traktowani jednakowo". Ja jednak nie przeceniałabym wpływu dziadków czy przedszkola na światopogląd dziecka. Jeśli rodzice mają egalitarne poglądy, to takie pojedyncze sytuacje malcowi nie zaszkodzą. Pamiętam, jak w przedszkolu śmiałyśmy się z moją przyjaciółką z pięcioletniego brata naszej koleżanki. Uważałyśmy go za niedojdę, bo ta nasza sześcioletnia Gosia musiała pastować buty bratu, podczas gdy ich czteroletnia siostra pastowała sobie buty sama. Nam wtedy do głowy nie przyszło, że chodzi tu o coś innego niż brak umiejętności. Tymczasem niesamodzielność tego chłopca wynikała z tego, że był wychowywany w domu, w którym kobiety (nawet sześcioletnie), usługiwały mężczyznom (nawet pięcioletnim). Zrozumiałyśmy to dopiero kilka lat później.

Prof. Maria Beisert jest psycholożką, seksuolożką i prawniczką, autorką książek "Seks twojego dziecka" i "Seksualność w cyklu życiu człowieka". Pracuje w Instytucie Psychologii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.

Rozmowa ukazała się w pierwszym numerze specjalnym Dziecko & Psychologia 1/2017. Nowy numer magazynu w sprzedaży od 17 maja.

To także może cię zainteresować:

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA