Uważam, że dzieci mają prawo czytać o większości spraw, które są częścią życia i świata. Napisałam i zilustrowałam książki o śmierci, miłości, rozmnażaniu i przemocy. Dlaczego kupa miałaby być wyjątkiem? Przecież chodzi tu o ciało i o fizjologię. Wszyscy jemy, pijemy, a potem musimy pozbyć się tego, czego ciało nie przyswoiło. Siusiamy, robimy kupę i dziwi mnie, że takie codzienne potrzeby dotyczące wszystkich żywych istot, mogą kogoś szokować. Dla dzieci w Szwecji sprawy fizjologii są czymś bardzo naturalnym. Uważają wręcz, że kupa i bąki są zabawne. Myślę, że warto wspierać ten typ humoru i namawiać dzieci, by zgłębiały temat i bliżej badały sprawę. Dlatego książka o kupie pomyślana jest jako rodzaj badania, które prowokuje do stawiania dalszych pytań.
Można jej używać jako pomocy w tzw. treningu czystości, czyli w nauce przechodzenia od pieluszki do nocniczka. Wielu psychologów w Szwecji poleca tę książkę dzieciom, które mają z tym problemy. Daje ona dzieciom rodzaj potwierdzenia ich fizjologii. Traktuje o sprawach, które są dla nich wyzwaniem. Podobno odbierana jest przez dzieci jako bardzo zabawna. Dzieci śmieją się, chichoczą, a czasem może i czerwienią. I nie ma w tym nic niebezpiecznego. W Szwecji sprzedano ponad 120.000 egzemplarzy tej książki! Wiem, że została dobrze przyjęta również w Holandii, Danii, Norwegii i Hiszpanii. Teraz jadę do Rosji, ciekawa jestem, jakie tam będą reakcje.
Prawdopodobnie się boją... Ważne jest, by choć na chwilę odważyć się i rozluźnić pancerz kontroli w relacji z dzieckiem. Pozwólmy sobie na nowe wyzwania. Moje książki są pisane i ilustrowane w duchu demokracji - uważam, że dzieci są tak samo wartościowe jak my, dorośli. Dzieci to też członkowie społeczeństwa, mają pełne prawo do wiedzy; pełne prawo do tego, by ich wysłuchano. Polska wydaje się być społeczeństwem, w którym dzieci wychowuje się raczej autorytarnie... Sądzę, że lektura takich książek, jak np. "Książka o kupie" może tę sztywność relacji choć trochę zmiękczyć. Moje książki są pełne humoru, i nawet jeśli kogoś wystraszy ich tematyka, to jeśli je jednak przeczyta, przekona się, że nie są takie straszne.
Sądzę, że za często wyklucza się dzieci z żałoby po ich bliskich. A to najgorsze, co można zrobić. Dzieci pozostawione są same sobie, ze swoimi myślami i tęsknotą za zmarłym. Kiedy jakąś ważną relację przerywa śmierć, to jest oczywiste, że tę stratę trzeba jakoś przepracować. W książce o śmierci daję dzieciom szansę, by zaczęły lepiej rozumieć śmierć na poziomie intelektualnym, ale i praktycznym. Książka jest rzeczowa i pozbawiona dramatyzmu. W Szwecji coraz częściej dzieci uczestniczą w pogrzebie, by móc pożegnać się z dziadkiem, babcią czy rodzeństwem. Książka konkretyzuje śmierć: mówi o tym, co się dzieje i co robimy, gdy ktoś umrze. To ważne oswoić się ze śmiercią, kiedy jeszcze żyjemy. Śmierć to przecież nic innego jak koniec życia. Książkę zaplanowałam tak, by była otwarta na różne wyobrażenia o tym, co nas czeka potem. Chodzi o to, by dzieci mogły filozofować, dyskutować o tym, jak postrzegana jest śmierć również w innych kulturach.
Może dlatego, że wtedy sami przeżywamy smutek i rozpacz, co chwieje naszym poczuciem bezpieczeństwa. Dlatego często uważamy, że dzieci tym bardziej nie będą umiały sobie z tym poradzić. Lepiej, żeby zamiast tego bawiły się i nie zaprzątały sobie głowy takimi problemami. Ja jednak uważam, że jest dokładnie odwrotnie. Dzieci będą się czuły bezpieczniejsze, gdy pozwolimy im zrozumieć sprawy ostateczne, kiedy będą w nich uczestniczyć i dzielić je z nami. Świadomość to przecież najbezpieczniejszy sposób na oswojenie lęku.
Mam 4,5-letnią córeczkę. Jej ukochana babcia zmarła latem ubiegłego roku. Moja córeczka bardzo często odwiedzała babcię w szpitalu w ostatnim okresie jej choroby. Była na pogrzebie i uczestniczyła w likwidowaniu domu babci. To oczywiście nie ukoiło tęsknoty za babcią, ale na pewno było jej łatwiej pojąć, że już jej nie ma i nigdy nie będzie. Przeczytałyśmy razem moją książkę o śmierci i myślę, że to bardzo pomogło w przygotowaniu córeczki do pogrzebu.
Nie, chyba nie. Choć oczywiście każde dziecko reaguje inaczej. Na przykład mój siostrzeniec, który ma cztery lata wpadł w czarną rozpacz, kiedy zobaczył na ulicy przejechaną mysz. Był naprawdę niepocieszony. Teraz nie opuszcza rodziców na krok z lęku, że coś im się stanie i może ich stracić. W takich sytuacjach książka o śmierci może być bardzo przydatna. Również dlatego, że można ją łatwo zamknąć i odstawić na półkę, gdy mamy dość myślenia o śmierci.
Szwedzkie dzieci nie różnią się niczym od swoich kolegów z innych krajów. Zdolność do przemocy jest w każdym z nas i dobrze, żeby dzieci miały tego świadomość. Myślę, że większość dzieci uderzyła kogoś w złości, nie myśląc w ogóle o tym, że jest to jakaś forma przemocy. Program antymobbingowy w szwedzkich szkołach okazał się, o ile wiem, bardzo efektywny. Nie mniej jednak mobbing wciąż się zdarza, również w szwedzkich szkołach. Dlatego myślę, że książka o przemocy i w tym kontekście może okazać się przydatna.
Oczywiście każdemu dziecku może pasować coś innego i trzeba wyczuć, co jest dla niego najlepsze. W ogóle myślę, że wspólne czytanie książek może być bardzo twórcze. Można razem śmiać się albo nawet wylać trochę łez. Starsze dzieci mogą czytać moje książki same albo z koleżanką czy kolegą.
Nie chcę nikogo prowokować, raczej zapraszać do przemyśleń, wspólnego filozofowania z dziećmi. Należy rozmawiać o wszystkim, co nas otacza, co jest częścią życia. Rozmowa przynosi ulgę. Nawet największe potwory w świetle dziennym stają się niegroźnymi ludkami. Otwartość buduje wspólnotę i szczerość. Moje książki są nie tylko dla dzieci, jednak to dziecko i jego świat jest punktem wyjścia.
Zgadzam się. To dziwne, że książka, która definiuje przemoc i pomaga ją zrozumieć, budzi dyskusję, podczas gdy w telewizji dzieci oglądają choćby taki film jak "Tom i Jerry", który jest pełen przemocy, i nie budzi to w rodzicach niepokoju. Myślę, że to ogromny problem w naszej kulturze, zasługujący na bezustanną debatę. Jeśli zaś chodzi o seks, to myślę, że czynienie z niego tematu tabu jest zdecydowanie szkodliwe. Zdaję sobie jednak sprawę, że moja opinia na ten temat mogłaby być w Polsce bardzo niepopularna.