W połowie kwietnia Polską wstrząsnęła informacja o noworodku pozostawionym w reklamówce w pustostanie na Starych Bałutach w Łodzi. W chwili znalezienia dziecko było w ciężkim stanie, miało zaledwie 27 stopni Celsjusza. Na szczęście medykom udało się ją uratować. Wiadomo, co się teraz dzieje z dziewczynką.
Stan dziewczynki poprawił się na tyle, że mogła opuścić szpital. Trafiła pod opiekę Fundacji Gajusz.
Zamieszkała z nami maleńka dziewczynka, bohaterka z doniesień medialnych o noworodku, który omal nie umarł z zimna. Dziewczynka z Bałut, z reklamówki – to nie mogą być słowa, które będą ją charakteryzować! Dla nas jest bohaterką, która jak szalona walczyła o życie. Dziś dajemy jedynie znać, że jest bezpieczna
- napisała organizacja w swoich mediach społecznościowych. "Chętnie przyjmiemy życzenia dla niej, bo ufamy, że dobre myśli i słowa mają moc. Nie wahaj się! Poślij, co najlepszego ci w sercu gra. Niech poczuje wsparcie tysięcy ludzi o dobrych intencjach. Prosimy – nie pisz nic o rodzicach, bo to jej nie pomoże. Wlej w komentarzu samo dobro, nadzieję, miłość" - dodano.
Skontaktowaliśmy się z przedstawicielami organizacji, która opiekuje się dziewczynką. Cieszy ich to, że dziecko ma ogromną siłę do życia.
Nazywamy ją Meridą Waleczną. To jest dziecko po bardzo trudnych doświadczeniach. Mamy specjalną procedurę, jak postępować w przypadku dzieci po najcięższych traumach. Dbamy o to, by takim dzieckiem zajmowało się jak najmniej osób, by można było poświęcić mu jak najwięcej uwagi
- wyjaśniła w rozmowie z portalem Dziecko.pl Aleksandra Marciniak, rzeczniczka Fundacji Gajusz. - Cała trauma kumuluje się w ciele, dlatego wdrażamy w takich przypadkach fizjoterapię. Wszyscy opiekunowie są też szkoleni z technik masaży. Takim dzieckiem opiekuje się też neurologopeda, który dopasowuje pozycję do żywienia, smoczek i butelkę. To wszystko jest bardzo ważne. Kolejni specjaliści są angażowani ze zalecenia pediatry.
W momencie, gdy sytuacja prawna dziewczynki zostanie uregulowana, środek adopcyjny będzie mógł wskazać kandydatów na rodziców adopcyjnych. Na to trzeba jednak jeszcze poczekać przynajmniej kilka tygodni.