Kupowanie ubrań z drugiego obiegu nie jest powodem do wstydu, chociaż sama pamiętam czasy, kiedy osiedlowy lumpeks należał raczej do miejsc, gdzie zachodzili najbiedniejsi i zakupy tam na pewno nie były "na topie". Czasy się jednak zmieniły i dziś second-handy przeżywają renesans, a te najmodniejsze bywają wręcz oblegane. Sama tam robię zakupy. W popularnych ciuchlandach kupuję ubrania dla siebie, ale często także i dla dziecka, bo wychodzę z założenia, że nie ma sensu przepłacać za koszulkę z sieciówki, kiedy podobną (i zdecydowanie z lepszym gatunkowo składem) znajdę w "ciuchu". Moja koleżanka Ula ma podobne podejście, jednak historia, która jej się przydarzyła, na długo utkwiła w pamięci. - Zwyczajnie zrobiło mi się głupio - opowiada.
- Mam dwójkę dzieci. Jedno chodzi do szkoły, drugie zaraz idzie do przedszkola. Pobieram na każde 800 plus. 19. dnia każdego miesiąca wpływa na moje konto 1600 zł. Część z tych pieniędzy odkładamy do koperty. To po części takie nasze zabezpieczenie, ale z tej kwoty opłacamy np. zajęcia dodatkowe dla starszaka, wejściówki do przeróżnych sal zabaw, bilety do kina albo zwyczajnie kupujemy zabawki i inne niepotrzebne duperele - zaznacza moja koleżanka. - Pracuję, zarabiam, ale dlaczego inni oceniają mnie przez pryzmat 800 plus i patrzą do portfela? - zastanawia się.
Skąd to pytanie? Wszystko przez sytuację, która miała miejsce w jednym z osiedlowych lumpeksów. Ula jest tam dość częstym gościem i (czego jej bardzo zazdroszczę) ma niesłychane oko do naprawdę fajnych rzeczy. Udało jej się zdobyć kilka jedwabnych koszul, lnianych spodni czy kaszmirowych swetrów. Tym razem jednak wybrała się do "ciucha", bo potrzebowała stroju na przebranie dla malucha.
- Byłam tam z młodszym dzieckiem. Szukałam stroju na bal karnawałowy w przedszkolu. Znalazłam przebranie pirata - opowiada Ula. - Oczywiście przeglądałam też inne rzeczy. Wśród wieszaków wyłowiłam fajne koszulki w autka i dwie pary spodni dla starszaka. To był piątek, czyli cały towar kosztował 29 zł/kg. Całkiem tanio - dodaje. - Zabrałam wszystko i poszłam do kasy. Kiedy już miałam płacić, starsza pani, która stała za mną w kolejce, powiedziała: "jak pani bierze 800 plus, to chyba można kupić dziecku coś nowego", a mnie zwyczajnie zamurowało - wspomina.
Ula zapłaciła za rzeczy, spakowała je do torby i wyszła. Nie odpowiedziała nic na komentarz starszej pani i dopiero po jakimś czasie zdecydowała się, by całą historię opowiedzieć. - Nie ma się czym chwalić. Ta kobieta nie była niemiła, nie było słychać w jej głosie pogardy, ale samo to, że skomentowała moje lumpeksowe zakupy dla dziecka, trochę mnie zabolało. Chyba przestanę tam zaglądać - dodaje, kończąc naszą rozmowę.
Okazuje się, że kupowanie ubrań w lumpeksach jest nie tylko sposobem na oszczędności. Taka odzież zawiera mniej chemikaliów, bo najzwyczajniej na świecie była częściej prana. Nie wszyscy wiedzą, ale nowe ubrania, te ze sklepu, są zabezpieczone różnorodnymi środkami chemicznymi, które mają wpływ na nasze zdrowie. Ubrania z lumpeksów są zatem bezpieczniejsze dla skóry dziecka. Nie ma obaw, że można złapać świerzb, albo przynieść wszy (takie komentarze też słyszałam i wcale nie są rzadkością).
Kupując z drugiej ręki, jesteśmy też bardziej eko. Tu warto wspomnieć, że do produkcji jednej bawełnianej koszulki potrzeba zużyć około 2700 litrów wody. Dając rzeczom drugie życie, dbamy o planetę i, jak pokazuje aktualna moda na sklepy typu vintage, jesteśmy w trendach.