W Polsce jest 25 tysięcy szkół, w których już teraz brakuje 11 tysięcy pedagogów. To spory problem, o którym samorządy alarmują od dłuższego czasu. Braki kadrowe łatają nauczyciele, którzy biorą nadgodziny oraz osoby ściągane z emerytury. Prawdziwie dramatyczna sytuacja pojawią się wtedy, gdy kilku z nich zachoruje i pójdzie na L4. Wtedy już nie ma komu wziąć dodatkowych lekcji, co kończy się dwojako - brakiem zajęć lub jedynie zapewnieniem uczniom opieki.
Obecnie jest okres większej zachorowalności na grypę i inne choroby sezonowe. Infekcje nie omijają nauczycieli. W sytuacji tak poważnych deficytów kadrowych L4 dla kilku z pracowników może sparaliżować funkcjonowanie całej placówki. Jak prowadzić zajęcia w takich warunkach? Niestety nie można.
Albo odwołane lekcje i przerzucenie problemu z opieką na rodziców, albo łączenie klas i organizowanie zajęć opiekuńczych. Bo lekcji w takich warunkach prowadzić się nie da
- podsumowuje portal Rzeczpospolita.pl.
Trzeba wziąć pod uwagę, że już niedługo może być jeszcze gorzej, bo właśnie skończyły się ferie zimowe w dwóch największych województwach - mazowieckim i dolnośląskim. To oznacza, że będzie większe ryzyko zachorowania na grypę niż przez ostatnie dwa tygodnie i jeszcze większe problemy kadrowe wśród nauczycieli. Tym bardziej, że jak informuje GIS, szczyt sezonu zachorowań na grypę ma przypaść na przełom lutego i marca.
Braki kadrowe w połączeniu z sezonem chorobowym to tragiczne połączenie. A jeśli dodamy fakt, że większość nauczycieli jest w wieku emerytalnym lub przedemerytalnym, a więc mają niższą odporność, robi się jeszcze gorzej.