"Twoje dziecko dostaje nie tylko odkostnione resztki wymieszane z wodą, barwnikiem, przyprawami i konserwantem zwane pasztecikiem lub paróweczką" - napisała w udostępnionym przez siebie poście na Instagramie dr Anna Makowska, założycielka fundacji "Samo się nie zrobi", która zajmuje się m.in. żywieniem w placówkach dla dzieci. "Również gotowce takie jak paprykarz szczeciński, konserwy mięsne, ciasta i ciastka o fatalnym składzie z dużych kartonów i paczek oraz pierogi o byle jakim składzie. Niezależnie od stawki i tego, czy jest kuchnia" - dodała.
W dalszej części swojego dr Makowska napisała: "Na śniadanie i podwieczorek wlatują słodycze, w tym desery udające nabiał. Normy dotyczące podaży cukru są codziennie przekraczane. Pięć dni w tygodniu. Cztery tygodnie w miesiącu. Przez kilka lat. Czy to właśnie dlatego polskie dzieci tyją najszybciej w Europie?". Zdjęcia, które pokazała, dostała od osoby, która pracuje w przedszkolu. W placówce jest kuchnia, ale "jakoś nie po drodze z gotowaniem, bo przecież łatwiej dwu- trzylatkom dać bułę i otworzyć puszkę z paprykarzem, konserwę tyrolską czy mielonkę" - czytamy.
Pod postem pojawiło się wiele komentarzy użytkowników Instagrama. Jedna z internautek zwróciła uwagę: "A wiecie, jak potwornie trudno jest w dorosłym życiu zmienić zakodowane przez caluteńkie dzieciństwo fatalne nawyki żywieniowe? One są zakodowane jak oddychanie, zakodowane w podświadomości. Dziecko nauczone zdrowych nawyków po prostu zdrowo będzie jadło. Dorosły jedzący przez naście pierwszych lat niezdrowo będzie musiał myśleć przy każdym planowaniu posiłku, będzie czuł się nienaturalnie przy każdym posiłku, będzie mu brakowało "normalnego" jedzenia (wkodowanego). Fundujemy tak tym dzieciom całe życie niepotrzebnych kłopotów przy najbardziej podstawowej czynności".
Żywienie zbiorowe szkołach, przedszkolach i żłobkach musi się opierać na określonych zasadach i spełniać normy. Reguluje to m.in. rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 26 lipca 2016 roku w sprawie grup środków spożywczych przeznaczonych do sprzedaży dzieciom w placówkach oświatowych oraz wymagań, które muszą spełnić środki spożywcze stosowane tam w ramach żywienia zbiorowego (Dz.U. z 2016 r. poz. 1154).
Za jedzenie w żłobkach, przedszkolach i szkolnych stołówkach jest odpowiedzialny intendent. Do jego zadań należy m.in. komponowanie posiłków i układanie menu zgodnie z wymogami Instytutu Żywności i Żywienia. Jego zadaniem jest też przestrzeganie kaloryczności zgodnie z obowiązującymi normami dla poszczególnych grup wiekowych oraz unikanie słodyczy, słodzonych napojów i nadmiaru soli.
Kontrolę nad spełnianiem przez placówki tych wymagań pełnią organy Państwowej Inspekcji Sanitarnej. Do nich rodzice mogą kierować skargi, jeśli mają wątpliwości co do jakości jedzenia w przedszkolu swojego dziecka. Mogą też złożyć ją we właściwym urzędzie gminy albo skierować bezpośrednio do kuratorium oświaty.
A jakie jedzenie jest w placówce twojego dziecka? Daj znać w komentarzu