Chcą, żeby było ciekawe i oryginalne, żeby ładnie i intrygująco brzmiało. Nie chcą, żeby w przedszkolu albo szkole było kilkoro dzieci, które nazywają się tak samo. Zależy im na wyjątkowości, więc sięgają po zagraniczne imiona. Nie wszystkim się to podoba.
Justyna Klimasara, młoda działaczka lewicy, jest aktywną użytkowniczką mediów społecznościowych. Niedawno na swoim koncie na portalu X zamieściła post, w którym skrytykowała rodziców nadających swoim dzieciom zagraniczne imiona. Napisała: "W piekle jest specjalne miejsce dla rodziców, którzy nadają dzieciom idiotyczne imiona, jednocześnie mieszkając w Polsce. Mam na myśli imiona typu Kevin, Noemi, Nancy. Mamy piękne, staropolskie imiona". Wobec zarzutów do jej imienia odpowiedziała, że to imię jednej z bohaterek "Nad Niemnem".
Pod jej postem pojawiło się wiele komentarzy internautów. Część z nich zgodziła się z opinią autorki. Pisali: "W jakimś celu ktoś nazywa Polaka imieniem Kevin? Kevin Kowalski?"; "Wyjątkowo się z panią zgodzę". Pojawiły się też komentarze osób, które nie widzą nic złego w nadawaniu dzieciom zagranicznych imion. Jedna z nich napisała: "A co w tym złego? Dlaczego wszyscy mamy iść twoją myślą? Imię jak każde inne. Nie ma czegoś takiego jak idiotyczne imię. Dla kogoś i twoje może być takie. Zwłaszcza że wiele i z tych zagranicznych jest naprawdę bardzo pięknych". Ktoś żartobliwie dodał: "Brajanusz to świetne rozwiązanie, które łączy rodzime tradycje z nutką nowoczesności."
- Imiona obce dzieciom polskim nadawane są od bardzo dawna. Kiedyś wszak obce były wszystkie imiona chrześcijańskie przybyłe wraz z nową religią za pośrednictwem języka czeskiego, niemieckiego i łacińskiego. Tak więc obca kiedyś i nowa była Anna, podobnie jak Józef i Jan - mówi w rozmowie z eDziecko.pl Artur Czesak, językoznawca, dialektolog i leksykograf, redaktor serwisu dobryslownik.pl. Dodaje, że w następnych wiekach była moda na imiona francuskie i niemieckie, a dziś wielu rodziców wybiera powiew egzotyki, często kierując się swoimi upodobaniami literackimi i filmowymi.
- Jesteśmy otwarci na świat i przebywamy w środowiskach wielojęzycznych, takie też bywają związki, w których przychodzą na świat dzieci. Aura niezwykłości albo szkolne kłopoty fundowane przez rodziców to los niejednej Izaury, a współcześnie Jennifer czy Mii, Xaviera, Nikona i wielu innych - dodaje Czesak. Językoznawca twierdzi, że wprawdzie imiona są inne niż w średniowiecznych początkach Polski, ale sytuacja poniekąd wróciła do normy.
- Rzadko nadaje się imiona, spoglądając do kalendarza - dlatego nie ma już niemal Walentych rodzonych 14 lutego albo Tekli przybyłych na świat 23 września. Wybór imienia zależy obecnie od jego znaczenia (na dalszy plan schodzą też tradycje rodzinne) i jest życzeniem od rodziców dla dziecka, jakąś nadzieją czy wróżbą. Dawne Wszemił albo Wiosna, Borzywoj i Bolesław coś znaczyły, a teraz zachwyt nowym człowiekiem łączy się z imieniem na przykład Amber i Jaśmina - mówi.
Wybierając imię dla dziecka, rodzice powinni się zastanowić, jak będzie brzmiało z nazwiskiem, czy nie będzie sprawiało kłopotów w pisowni, nie będzie przekręcane. A przede wszystkim: czy nie będzie powodem kpin rówieśników. Wobec wątpliwości warto zajrzeć na stronę Rady Języka Polskiego, gdzie zamieszczono Zalecenia dla urzędów stanu cywilnego dotyczące imion nadawanych dzieciom. "Urzędnik powinien zwracać rodzicom uwagę na to, że dziecko będzie ponosić konsekwencje ich decyzji. Obce, nieprzyswojone imię będzie w różny sposób wymawiane i zapisywane. Rodzice muszą pamiętać, że forma oficjalna imienia jest używana nie tylko przez nich, ale też w różnych środowiskach przez ludzi o różnym wykształceniu" - czytamy w zaleceniach.
A ty? Jesteś zwolenniczką/zwolennikiem zagranicznych imion dla dzieci, czy wolisz raczej te polskie? Daj znać w komentarzu