Praca w firmie ochroniarskiej nie jest wymarzonym zajęciem dla matki małych dzieci. Szczególnie matki, która sama wychowuje dwóch małych chłopców. Marta, mama Olka i Jaśka, która znalazła się na życiowym zakręcie, nie narzeka na swój los, ale w naszym cyklu "Oto ja" opowiada nam swoją historię. Historię o jej życiu i o pracy, dzięki której ma za co żyć, choć nie może żyć tak, jakby chciała.
- Nawet nie wiecie, jak bardzo doceniam te wieczory, kiedy mogę położyć spać swoje dzieci. Tak zwyczajnie poczytać im książkę na dobranoc, dać buziaki na spokojny sen i przykryć kołdrą, gdy już zasną - mówi Marta, która na co dzień pracuje w firmie ochroniarskiej w trybie zmianowym.
Praca w firmie ochroniarskiej nie jest wymarzoną pracą dla matki małych dzieci. Szczególnie matki, która sama wychowuje dwóch chłopców w wieku pięciu (Olek) i siedmiu (Jasiek). Nie planowałam takiej kariery, ale życie pisze różne scenariusze. Jeszcze kilka lat temu prowadziliśmy z mężem (obecnie byłym mężem) sklep meblowy. Niestety, w czasach pandemii COVID-19 sklep przynosił same straty i musieliśmy zrezygnować z własnego biznesu. Mąż miał doświadczenie w IT, więc wrócił do pracy w branży. Wspólnie ustaliliśmy, że ja zajmę się domem, póki dzieci są małe, często chorują i więcej czasu spędzają w domu niż w żłobku czy przedszkolu.
Po kilku miesiącach mąż coraz więcej czasu spędzał w pracy, a mniej w domu, a gdy jego kariera nabierała tempa, nasze małżeństwo zaczęło przechodzić kryzys. Szybko się okazało, dlaczego tak naprawdę tak wiele godzin spędza w pracy. Był wiecznie nieobecny, a za naszymi nieporozumieniami stała inna kobieta. Dowiedziałam się, że mój mąż ma romans ze swoją szefową.
Zawód, rozpacz, upokorzenie, złość, strach – to tylko część emocji, jakie towarzyszyły mi, gdy się o tym dowiedziałam. Godzinami analizowałam scenariusze, jak do tego doszło. Szukałam winnego, powtarzałam, że wszystko przez pracę w IT czy przez COVID, który zmusił nas do zamknięcia firmy. Zadawałam sobie pytanie, dlaczego on mi to zrobił…
Jak ochłonęłam, zaczęłam myśleć racjonalnie, że jednak mamy dwoje małych dzieci, może warto pomyśleć o terapii dla par. Zanim jednak podjęłam temat z Jackiem, on powiedział, że chce się rozstać, że kocha tamtą kobietę i będzie płacił na chłopaków, może ich brać na weekendy, ale chce rozwodu. To był już cios, który rozłożył mnie na deskach.
Przepłakałam swoje, ale w końcu zaczęłam myśleć o przyszłości. Nie miałam w Warszawie żadnej rodziny, jedynie znajomych. Przyjaciele zawsze oferowali pomocną dłoń, więc i tym razem pomogli mi wziąć się w garść.
Wiedziałam, że jak Jacek się wyprowadzi i będzie płacił alimenty, to nie mogę być tylko na jego łasce. Muszę znaleźć pracę i to szybko. Moje dotychczasowe doświadczenie zawodowe nie powalało… W rodzinnym mieście pracowałam jako pomoc w świetlicy szkolnej i na recepcji w hotelu, jako młoda dziewczyna dorabiałam jako instruktorka fitness – specjalizowałam się w ćwiczeniach inspirowanych sportami walki. W tym byłam dobra, ponieważ przez lata trenowałam karate i mam czarny pas. Ale to było lata temu i przed dwiema ciążami. Potem prowadziliśmy z mężem przez kilka lat sklep z meblami. Nie bardzo wiedziałam, na jakie stanowisko powinnam aplikować. Próbowałam w sklepie, na recepcji, aż w końcu zobaczyłam ogłoszenie o pracy w firmie ochroniarskiej. Nie miałam żadnej konkretnej propozycji pracy, a potrzebowałam zatrudnienia, więc postanowiłam spróbować. Dostałam tę pracę i sądzę, że czarny pas w karate bardzo mi w tym pomógł. Otrzymałam też niezłe wynagrodzenie. Trzeba się było na nowo zorganizować.
Największym wyzwaniem związanym z nową pracą było zapewnienie opieki dzieciom, kiedy będę w pracy. W pierwszej kolejności prosiłam o pomoc męża, ale okazało się, że nie mogę na niego liczyć. Opieka w dzień to nie problem, miałam fajnych sąsiadów i znajomych, którzy mogli odebrać chłopaków i wziąć do siebie, ale problem pojawiał się wieczorem i w nocy. Nasz system zmianowy wygląda tak, że każdy z pracowników pracuje przez 12 godzin i potem ma jeden dzień (24 godziny) wolny. W praktyce oznacza to, że mam również pracujące noce, co jest dość dużym utrudnieniem, mając dzieci w wieku pięciu i siedmiu lat, a na miejscu nie ma żadnej cioci czy babci.
Postanowiłam zatrudnić nianię. Na początku szukałam w Internecie, ale trafiały się panie, które nie wzbudziły zaufania moich chłopców. Jedna zapytała, czy może przychodzić na nocki razem z chłopakiem, druga najbardziej zainteresowana była tym, czy będzie mogła palić na balkonie, jak chłopcy zasną. W końcu po ciężkiej przeprawie sąsiadka zapytała, czy nie chciałabym zatrudnić jej teściowej, która blisko mieszka i jest na emeryturze. Mogłaby wieczorami siedzieć z chłopcami, a gdy zasną, spałaby przy nich. To było doskonałe rozwiązanie – chłopaki właśnie o takiej opiekunce marzyli, pełnej ciepła i sympatii przyszywanej babci, która jeszcze sama z siebie usmaży im naleśniki. Byłam pełna optymizmu, że wszystko uda mi się pogodzić.
Przez pierwsze tygodnie po rozpoczęciu pracy chodziłam dumna jak paw. Mąż mnie zostawił, a ja sobie poradziłam, znalazłam pracę, opiekunkę do pomocy przy dzieciach. Ale z czasem pojawiły się wyrzuty sumienia, że nie mogę być tą "normalną" mamą, która wieczorem ogląda z dziećmi dobranockę, a potem kładzie je spać. Nawet nie wiecie, jak bardzo doceniam te wieczory, kiedy mogę położyć spać swoje dzieci. Tak zwyczajnie poczytać im książkę na dobranoc, dać buziaki na spokojny sen i przykryć kołdrą, gdy już zasną. Myślę o tym podczas każdego dyżuru w pracy, ale staram się sobie tłumaczyć, że robię wszystko, co mogę, by zapewnić im dobre życie.
Jak wygląda moje życie? Dzień po nocnej zmianie jestem jak zombie. Kończę zmianę o 7 i szybko pędzę do domu, by odprowadzić chłopców do przedszkola i do szkoły. Ledwo wyrabiamy się na 8.00 (tylko dzięki pani Hani, opiekunce, która przygotowuje chłopców do wyjścia). Jak chłopcy są już w swoich placówkach edukacyjnych, ja zastanawiam się, czy iść na zakupy i zrobić obiad, posprzątać w domu czy iść spać, bo mam za sobą nieprzespaną noc w pracy. Nie myślę o tym, żeby pójść na basen, siłownię czy do SPA, mam inne priorytety. Nie planuję spotkania z przyjaciółką przy kawie. Nawet gdybym chciała to i tak o tej porze większość z nich jest wtedy w pracy. Normalnej pracy. Przez rozwód straciłam nie tylko męża, ale i poprzednie życie. A jakie jest moje nowe życie? Często samotne. Choć mam wokół siebie sporo przyjaciół, to jednak brakuje mi partnera. Ale sama nie wiem, czy byłabym w stanie komuś ponownie zaufać. Czas pokaże, a póki co najważniejsze są moje dzieci.
Wysłuchała: Dagmara Dąbek.
Jeśli i ty jesteś rodzicem, którego życie wygląda inaczej, niż większość sądzi? Chciałabyś/chciałbyś opowiedzieć historię swojego rodzicielstwa, swojej pracy, swojej drogi? Napisz do nas: edziecko@grupagazeta.pl Wasze opowieści są dla nas ważne. Odpowiemy Wam! Gwarantujemy anonimowość.