Karolina mieszka w Szwajcarii od półtora roku. Razem z mężem i dwójką dzieci - ośmioletnią dziś Zosią i czteroletnim Kubusiem - z okolic Krakowa przeniosła się w okolice Zurychu. Karolina jest psycholożką, a jej mąż pracuje dla jednej z tamtejszych instytucji finansowych. - Szwajcaria wydawała nam się miejscem stworzonym dla rodzin - bezpiecznym, dającym wiele możliwości, gdzie dzieci mogą dorastać, czerpiąc z bogactwa kultury. Wierzyliśmy, że życie tutaj otworzy przed możliwości ciekawych doświadczeń i rozwoju. Nie pomyliliśmy się - mówi w rozmowie z eDziecko.pl Karolina.
Zosia chodzi do szkoły, a Kubuś do przedszkola. Dzięki wsparciu rodziców szybko odnaleźli się w nowej rzeczywistości. Karolina mówi, że w szwajcarskim systemie edukacji dużą wagę przywiązuje się do nauki przez zabawę, szczególnie u najmłodszych dzieci. Czas wypełniają im zabawy na świeżym powietrzu, niezależnie od pogody. W szkole oraz w przedszkolu regularne organizowane są wycieczki piesze, ogniska i zajęcia na łonie natury. - Dzieci uczą się ostrzyć patyki na kiełbaski, rozpalać ognisko i wielu innych praktycznych umiejętności. Pamiętam, jak raz chciałam zaszyć dziurę w ubranku lalki i Zosia zwróciła mi uwagę: "Mamo, supełek robi się inaczej!". I rach-ciach, zrobiła idealny węzełek. Skąd to wiedziała? Ze szkoły. Niby mała rzecz, ale robi wrażenie! - dodaje Karolina.
Nasza rozmówczyni przyznaje, że sporym zaskoczeniem była dla niej powaga, z jaką Szwajcarzy traktują przynależność do rozmaitych klubów sportowych i stowarzyszeń, w których rozwijają swoje pasje. - Zajęcia pozaszkolne oraz różne kluby i stowarzyszenia są tu niezwykle popularne zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych. To ważny element życia społecznego - twierdzi. - Dzieci mogą wybierać spośród szerokiej gamy zajęć, takich jak piłka nożna, gimnastyka, jazda konna, harcerstwo, muzyka, zajęcia plastyczne. Zosia chodzi na zajęcia taneczne, jogę i tenis - dodaje Karolina.
Tu maluchy więcej czasu spędzają ze swoimi rodzicami. Wynika to m.in. z organizacji zajęć w szkołach. - Zosia trzy razy w tygodniu przychodzi do domu na obiad, a po nim wraca do szkoły. W inne dni kończy lekcje o godzinie dwunastej, podobnie jak przedszkolaki. Istnieją oczywiście świetlice, grupy zabawowe, żłobki, niektórzy zatrudniają nianie, ale takie formy opieki kosztują tu majątek. Szczególnie żłobki - mówi nasza rozmówczyni. - W okolicach Zurychu za pięciodniowy tydzień w żłobku płaci się dwa i pół tys. franków [ponad 11 tys. zł - przyp. red.]. A w samym Zurychu jest jeszcze drożej. Z tego powodu rodzice posyłają tam dzieci tylko w niektóre dni - wyjaśnia Karolina. Mówi też, że wiele osób, także mężczyzn, pracuje w wymiarze 80 proc. po to, żeby zająć się dziećmi. Nie brakuje też rodzin, w których oboje rodzice pracują na pół etatu, niezależnie od stanowiska, właśnie ze względu na dzieci.
W szwajcarskich szkołach frekwencja jest traktowana bardzo poważnie, panują tam rygorystyczne zasady dotyczące nieobecności, których lepiej przestrzegać. - Uczniowie mają do dyspozycji tzw. Jokertage, czyli dni wolne, które rodzice mogą zaplanować według własnego uznania, bez potrzeby jakiegoś szczególnego usprawiedliwiania. To zazwyczaj dwa dni w roku szkolnym, można je kumulować i w ten sposób "nazbierać" kilka dni na krótki wyjazd. Jeśli zabierze się dziecko ze szkoły poza Jokertage, trzeba się liczyć z konsekwencjami. Od upomnienia po zgłoszenie do lokalnych władz oświatowych - wyjaśnia Karolina.
Wywiadówki w szwajcarskich szkołach wyglądają zupełnie inaczej niż te w Polsce. - Zarówno u Kubusia, jak i Zosi są to indywidualne spotkania, w których uczestniczą rodzice i dwoje nauczycieli. Szczegółowo omawia się wtedy każdy aspekt rozwoju dziecka: od postępów w nauce, przez relacje z rówieśnikami, aż po zachowanie podczas zajęć. Wszystko w formie konstruktywnej rozmowy, a nie krytyki - mówi Karolina.
Tamtejsze wywiadówki mają jeszcze jeden wyjątkowy element - raz na jakiś czas w takich spotkaniach uczestniczy również dziecko. - Wspólnie siadamy z nauczycielami i rozmawiamy o wszystkim: o szkole, przedszkolu, przyjaciołach, czasem o drobnych trudnościach. Dziecko ma przestrzeń, żeby się wypowiedzieć, czuje, że jego zdanie jest ważne, a my mamy okazję spojrzeć na sytuację z jego perspektywy. To naprawdę budujące i fajnie pokazuje, jak ważna jest współpraca na linii rodzice -nauczyciele - dzieci - uważa nasza rozmówczyni. Ale to nie wszystko. Raz na jakiś czas organizowane są tzw. Elternabend, czyli wieczorne spotkania rodziców z nauczycielami. - Najpierw omawiane są sprawy szkolne, możemy zobaczyć zdjęcia z wycieczek, przejrzeć książki dzieci, ich prace plastyczne. A na koniec… Apero! Stoły pełne przekąsek, napojów, rodzice mają okazję porozmawiać, pośmiać się, zintegrować - mówi Karolina.
Co sądzisz o polskim systemie edukacji? Czy coś należałoby w nim zmienić? Chętnie poznam twoją opinię: ewa.rabek@grupagazeta.pl