Lekcje WF-u w szkołach mają wszechstronnie oddziaływać na rozwój ucznia. I choć w teorii sprawdza się to doskonale, to w praktyce dzieci coraz częściej nie chcą ćwiczyć, a przecież taka porcja ruchu to świetna okazja do oderwania się od zeszytów i książek (Zobacz: "WF powinien być tak samo ważny jak inne przedmioty w szkole"). Nie zawsze jednak uczniowie kojarzą wychowanie fizyczne z wolnością, a żmudnym obowiązkiem i brakiem umiejętności, które nauczyciele i tak oceniają. Ostatnio swoją historią postanowiła podzielić się z nami pani Kasia, która nigdy nie było dobra z WF-u, przez co czuła się gorzej od innych.
Pani Kasia, nasza czytelniczka, przyznała, że choć lubiła lekcje wychowania fizycznego, nigdy nie była z nich dobra. Podejrzewa, że pewien wpływ miało to, że zawsze krępowała się swojego ciała. Przez to, że była "pulchniejsza", jej ruchy wydawały się niezdarne, a inne dzieci często jej dokuczały. "Być może poniekąd to śmiechy blokowały mnie i zniechęcały do aktywności. Mimo to próbowałam. Zdarzało się, że nieźle szły mi jakieś przewroty, stanie na rękach, nawet tego (okropnego dla wielu osób) kozła nie wspominam jakoś fatalnie" - przyznaje i dodaje, że najgorzej radziła sobie jednak podczas gier zespołowych. Nie wiedziała, jak zapanować nad piłką.
Gdy ktoś kazał mi kozłować albo serwować podczas gry w siatkówkę, było to dla mnie zadanie na poziomie żonglowania ośmioma piłeczkami. Prawie niewykonalne
- twierdzi z żalem i pisze, że nigdy nie unikała WF-u i stawiała czoła wyzwaniom. "Jak mi kazali, to biegałam, rzucałam do kosza, skakałam w dal, ale wszystkie moje wyniki były po prostu mizerne" - dodaje.
Gdy pani Kasia skończyła 15 lat, zaczęła się odchudzać. Chociaż nigdy przesadnie się nie objadała, postawiła na całkowitą zmianę diety. "Ze skłonnościami do tycia przegrałam los na loterii genetycznej. Było to bardzo czasochłonne, ale schudłam z 75 kg do 55 kg. Nauczycielka WF-u postanowiła postawić mi 5 na koniec roku. Doceniła mnie za zrzucenie 20 kg, chociaż jak nie potrafiłam serwować czy kozłować, tak nie umiem tego do dziś" - wspomina.
Co więcej, kobieta nie uważa, że spotkała ją z tego tytułu jakakolwiek niesprawiedliwość związana z brakiem predyspozycji do biegów czy gier. Nie czuła się gorsza, bo miała inne zdolności, których brakowało jej rówieśnikom. "Dyskusja na temat tego, jak należy oceniać uczniów, trwa od wielu lat, a ja uważam, że to naprawdę trudne. Może i beznadziejnie biegałam, ale bez większego wysiłku pisałam wypracowania na piątki, podczas gdy niektóre z tych wysportowanych dzieciaków męczyły się z nimi, by ledwo wyciągnąć ocenę na tróję. Czy to sprawiedliwie? Pewnie nie, ale nikt nam nie rozdał zdolności po równo" - podsumowała.
O komentarz poprosiliśmy nauczyciela WF-u. Pedagog w rozmowie z eDziecko.pl przyznał, że działa według kryteriów, które ustala z uczniami podczas pierwszej lekcji organizacyjnej tuż po rozpoczęciu roku szkolnego.
Każdy ma równe szanse. Na moich lekcjach nie ma podziału - lepszy, gorszy, pulchniejszy czy szczupaczek. Jak jest zaangażowanie i chęć, wynagradzam to. Nie lubię, jak z marszu dziecko mi mówi, że ono nie umie i nie będzie tego robić. Takie zachowanie to dla mnie skandal. Przecież WF ma być odpoczynkiem od żmudnych zajęć, a nie batem
- powiedział nauczyciel i przyznał, że najważniejsze jest indywidualne podejście do każdego ucznia.