Okno życia pozwala rodzicom, którzy nie mogą lub nie chcą opiekować się noworodkiem, pozostawić dziecko w specjalnym, bezpiecznym miejscu. Po otwarciu uruchamia się alarm, który powiadamia opiekunki o nowym lokatorze. Dziecko umieszcza się w inkubatorze, a następnie czeka na przyjazd karetki, która zabierze je do szpitala. Równolegle uruchamiana jest procedura adopcyjna, by maluch mógł jak najszybciej trafić do nowej rodziny. Zdarzały się jednak sytuacje, w których osoby dyżurujące, po otwarciu okna musiały się mocno zdziwić...
Okna życia są otwierane z zewnątrz, ogrzewane i wentylowane z odpowiednim miejscem dla noworodka. Po otwarciu uruchamia się sygnalizacja alarmująca dyskretnie opiekunki, zazwyczaj siostry zakonne. Jednak okazuje się, że wśród wielu przypadków pozostawionych tam noworodków, znalazły się i nieco starsze dzieci. Tu oczywiście procedura wygląda tak samo. Maluch wraz z opiekunem czeka na przyjazd karetki, jest zabierany do szpitala, gdzie sprawdza się jego stan zdrowia, a następnie kierowany do pogotowia rodzinnego.
Jednak zdarzyły się sytuacje, w których w oknach znaleziono nie tylko dzieci. Przykład? W okno życia przy ulicy Rydygiera 22-28 we Wrocławiu utknął 20-letni mężczyzna, który jak się okazało, był w stanie upojenia alkoholowego. Kiedy wytrzeźwiał, nie potrafił powiedzieć, jak trafił do okna w budynku Kongregacji Sióstr Miłosierdzia św. Karola Boromeusza, w którym działa Zakład Opiekuńczo-Leczniczy. Miało to miejsce z 30 na 31 października 2021 roku.
To nie koniec "rewelacji", bo do okna życia przy ulicy Obywatelskiej 60 w Łodzi, ktoś przywiązał rocznego psa. Po czworonoga przyjechał Animal Patrol straży miejskiej i odwiózł go do schroniska dla bezdomnych zwierząt przy ulicy Marmurowej.
Dość niecodzienna sytuacja miała też miejsce w Krakowie. Do prowadzonego przez siostry zmartwychwstanki okna życia dla dzieci przy ulicy Przybyszewskiego ktoś oddał ośmioro kociąt. Na miejsce przyjechali pracownicy Krakowskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami (KTOZ).