Nie każdego stać, na robienie nawet skromnego przyjęcia, więc nic dziwnego, że niektórzy rodzice starają się ciąć koszty, gdzie tylko się da. Julita, podzieliła się swoją historią z serwisem Styl.fm. Jej bratowa Anka i brat Marek, postanowili zorganizować przyjęcie dla swojego 13-miesięcznego synka, jednocześnie łącząc chrzest święty i roczek. Aby zoptymalizować koszty, ustalili, że zrobią obiad w ogrodzie i zaproszą najbliższą rodzinę. Łącznie wyszło około 30 osób. Aby wszystkich pomieścić wynajęli z firmy specjalny namiot, kilka stołów oraz krzesła.
Myślałam, że Marek i Anka zdecydują się też na jakiś gotowy catering, ale bratowa stwierdziła, że tylko tort zamówi z cukierni. Sąsiadka zza płotu pożyczyła jej wolnostojący piekarnik i duży gar. Rosół Anka ugotuje dzień wcześniej, potem już tylko wstawi ziemniaki i mięso i będzie miała obiad z głowy.
- pisze w liście Julita.
To jednak nie wszystko. Bratowa kobiety wpadła na pomysł, by poprosić, aby każdy z gości przyszedł na przyjęcie z własnoręcznie przygotowanym ciastem. To była dla Julity dziwna praktyka, ale podobno w rodzinie bratowej taka jest tradycja. "Stwierdziłam, że nie ma coś się wykręcać, już zrobię jej to ciasto i będzie z głowy. W sumie nawet się do tego przyłożyłam, upiekłam biszkoptowy spód, przełożyłam dwoma rodzajami kremu, w tym czekoladowym i bitą śmietaną. Biszkopt nie wyrósł tak, jakbym chciała, ale po złożeniu wszystkich warstw wyglądało to zacnie" - wspomina kobieta.
Potem było już tylko gorzej. Najpierw wszyscy przyjechali z ciastami do domu Marka i jego żony. Następnie była msza, a po mszy wrócili spacerem na obiad. Gospodyni oczekiwała, że jej siostra oraz Julita będą jej pomagać. Panie miały przynieść obiad na stół, po obiedzie przygotować dla wszystkich coś ciepłego do picia, a następnie mogły usiąść i odpocząć przy kawałki ciasta. I wtedy Julita stanęła jak wryta.
Czarę goryczy przelał poczęstunek. Okazało się, że na stole nie ma mojego ciasta. (...) Tak się starałam, a Anka nawet go nie wystawiła. Gdy bratowa poszła do kuchni, poszłam za nią i wprost zapytałam, o co chodzi, czy przypadkiem nie zapomniała czegoś wystawić. Ale Anka w ogóle się nie speszyła, tylko stwierdziła, że jej przykro, ale moje ciasto nie zmieściło się do lodówki i jak tak stało na stole, to 'straciło wygląd', poza tym ona jest uczulona na czekoladę.
Po tym wszystkim kobieta miała ochotę jedynie wyjść. Relacje pań uległy znacznemu ochłodzeniu.