Woo Cheol-won, Jo Ho-yeon, Kim Yeong-gyu, Park Chan-in, Kim Tae-ryong i Kim Jong-sik postanowili wykorzystać dzień wolny od szkoły i poszli na spacer w kierunku pobliskiej góry. Chcieli znaleźć jaja złożone przez żaby. Mieli nie przeszkadzać dorosłym, którzy przeganiali ich z miejsca na miejsce. Swoim rodzicom powiedzieli, że idą się bawić i wrócą wieczorem. Tak się jednak nie stało. Kiedy zaczynało robić się ciemno, zmartwieni rodzice rozpoczęli poszukiwania, jednak chłopców nigdzie nie było.
Pięciu chłopców zabrało ze sobą jedynie puszki, by móc w nich przynieść znalezione skarby. Nie wzięli plecaków, zapasu wody ani też jedzenia. Mieli przecież niedługo wrócić. To była bezpieczna okolica. Wielu Koreańczyków często spacerowała tamtejszymi leśnymi ścieżkami, a dzieci z pobliskich wiosek bawiły się na zboczach góry i każde z nich dosyć dobrze orientowało się w terenie.
Co zatem stało się 26 marca 1991 roku? Pięciu chłopców, którzy ruszyli ku górze, nigdy nie wrócili do swych domów. Kiedy zaczęło robić się ciemno, rodzice zaczęli się martwić. Zorganizowali własne poszukiwania. Kilkoro z nich ruszyło w kierunku góry, reszta przeczesywała okolicę. Późnym wieczorem udali się do pobliskiego komisariatu policji, by zgłosić zaginięcie dzieci. Początkowo władze dość sceptycznie podchodziły do sprawy, biorąc za pewnik, że chłopcy albo uciekli z domu, albo zwyczajnie zabłądzili. Szukano ich całą noc, jednak kiedy zaczęło świtać, a chłopców nadal nie było – zaczęto rozważać inne scenariusze.
Kiedy poszukiwania nie przynosiły skutku, trzej ojcowie zaginionych chłopców, zwolnili się z pracy i oklejoną w zdjęcia ich synów ciężarówką, ruszyli po kraju, z nadzieją, że gdzieś ich odnajdą. Wtedy też media podchwyciły historię, nazywając zaginione dzieci "żabimi chłopcami".
Sprawa zaginięcia chłopców stała się dość medialna. Dotarła nawet do prezydenta Korei, który wydał nakaz utworzenia specjalnej grupy poszukiwawczej i skierowania ich w rejon góry, tak by jeszcze raz przeczesać cały teren. Wszystko i tak na marne. Żadnych śladów, które mogłyby rzucić, chociaż cień na całą sprawę.
I tak mijały lata. Pojawiały się tropy, które za każdym razem okazywały się być fałszywe. Najgorsza była niewiedza. Przełom w sprawie nadszedł dopiero 26 września 2002 roku. To właśnie wtedy mężczyzna, który zbierał na górze Waryong, zauważył ludzkie szczątki z elementami ubrań. Powiadomił policję. Na miejscu zjawili się od razu technicy kryminalni, którzy zabezpieczyli kości i fragmenty materiału. W toku badań okazało się, że należą one do zaginionych przed laty chłopców.
Początkowo za przyczynę ich śmierci uznano hipotermię. Dzieci zabłądziły, nie mogły trafić, były zziębnięte, zasnęły i nigdy się już nie obudziły. Tej wersji jednak nie przyjmowały rodziny ofiar, twierdząc, że maluchy znały bardzo dobrze okolicę i teza o zabłądzeniu nie może być prawdziwa. Śledztwo na ich prośbę wznowiono. Kolejne badania kości ujawniły, że na czaszkach są ślady zadane tępym narzędziem, co może sugerować, że maluchy były bite, a może nawet torturowane. Głowa jednej z ofiar nosiła wyraźny ślad postrzału z broni palnej. I chociaż poznano prawdziwą przyczynę śmierci chłopców, to nigdy nie udało się odkryć, kto jest za ich śmierć odpowiedzialny. Ta sprawa nadal pozostaje tajemnicą.