Zbierała pieniądze na składki klasowe. Myślała, że ukręci biznes. Na konto wszedł komornik

"Piszę, bo chciałabym przestrzec innych rodziców. Teraz nikt nie chce zgłaszać się do trójek klasowych, a szkoda, bo za chwilę będzie więcej takich sytuacji, jak u mojego syna. A może nadszedł w końcu czas na rewolucje w szkole i pozbycie się trójek klasowych? Chyba wielu z nas na to czeka..."

Nie ma nic bardziej stresującego dla rodziców na zebraniu w szkole, niż wybór trójki klasowej. Nie ma problemu, gdy w klasie znajdzie się rodzic, który spełnia się w roli przewodniczącego, jego pomocy lub skarbnika. Wtedy wybór jest szybki, wszyscy zadowoleni i można się rozejść. Znacznie gorzej jest wtedy, gdy każdy z rodziców woli uniknąć znalezienia się w trójce klasowej. Choć, z relacji naszej Czytelniczki wynika, że zdarzają się i takie sytuacje, które są jeszcze gorsze niż to.

Wybór trójki klasowej - najgorszy moment zebrania

Mam dwójkę synów, nigdy nie aspirowałam do pełnienia jakiejkolwiek roli w trójce klasowej. Za mną już mnóstwo zebrań i szkolnych, i zawsze na koniec jest ten stresujący moment - i dla rodziców i dla nauczyciela - rozpoczyna list Iwona. Dodaje, że metody stosowane przez nauczycieli do wyboru trójki rodziców zna już różne. Jedni wybierają losowo, inni decydują się na wybranie kogoś, kogo znają choćby z widzenia, jeszcze inni mówili wprost, że nie skończą zebrania, póki wśród rodziców nie znajdzie się trójka śmiałków. 

"Pomyślałam, że to najlepsze zebranie na jakim byłam. Nikt nie spodziewał się takich problemów"

Najdłuższe zabranie, na jakim była trwało niemal 3 godziny. "O 17:00 rozpoczęło się zebranie, wyszliśmy o 20:00, na dworze było już ciemno. Wszystko przez to, że nikt nie chciał być w trójce klasowej, a nauczycielka była nieugięta". Nie to jednak było najgorsze. Na innym zebraniu, "jeden z synów zaczął wtedy gimnazjum", gdy nauczycielka przeszła przez wszystkie punkty spotkania zostało już tylko wybranie trójki klasowej. Ku zdziwieniu większości, po paru sekundach zgłosiła się pierwsza ochotniczka, od razu zaznaczyła, że może być skarbnikiem. Za nią zgłosiły się kolejne dwie osoby. 

Pamiętam, jaka byłam szczęśliwa. Zebranie po 30 minutach się skończyło. Zdążyliśmy jeszcze ustalić wysokość składki, następnego dnia skarbniczka miała podać numer konta do zrobienia przelewów. Pomyślałam wtedy, że w końcu mój syn trafił na klasę, w której organizacja będzie na porządnym poziomie. Czar szybko prysł. Już na początku października zaczęły się problemy.

Kobieta wyjaśnia, że myśleli nad drobnymi prezentami z okazji Dnia Nauczyciela. Gdy już pomysł został wybrany, zostało tylko zamówić prezenty i czekać. Wtedy zniknął syn kobiety - zachorował. To nie budziło żadnych podejrzeń, w końcu początek roku to czas przeziębień i wirusów. Po kilku dniach jednak kontakt z mamą (skarbniczką) został urwany. Nie odpowiadała na maile i telefony. Wychowawczyni z dyrekcją skontaktowała się z kobietą, okazało się, że miała komornika, który zajął pieniądze na składki, które wylądowały na jej koncie. Ostatecznie pieniądze zostały zwrócone, a syn kobiety został przepisany do innej szkoły, ale niesmak i przykre wspomnienia pozostały. 

Więcej o: