Nowy rok szkolny, ci sami namolni rodzice. "Znów będę tą, co kręci aferkę"

"Teraz jest jeszcze ciepło, zimą chętnych do siedzenia na pobliskim skwerku pewnie będzie jeszcze mniej. A ja znów będę tą, co kręci aferkę" - pisze oburzona Czytelniczka, zupełnie nie rozumiejąc rodziców, którzy towarzyszą swoim dzieciom w każdej możliwej sytuacji, non stop.

Od kilku lat można zaobserwować rosnący trend zapełniania dziecięcego kalendarza dodatkowymi zajęciami. I o ile dbanie i rozwijanie pasji dzieci lub wspieranie ich w nauce języków obcych nie jest niczym złym, wręcz przeciwnie - to rodzice towarzyszący dzieciom na każdym kroku, stają się pewną przeszkodą.

Podczas zajęć dodatkowych dzieci, rodzice znajdują chwilę wytchnienia dla siebie

Jedna z mam dzieci w wieku przedszkolnym podzieliła się swoimi spostrzeżeniami na temat notorycznego nieprzyjemnego zachowania rodziców. To, czy dziecko przychodzi na zajęcia samo (o ile wiek mu na to pozwala), czy towarzyszy mu w tym rodzic lub opiekun nie ma znaczenia. Długość zajęć nie zawsze pozwala rodzicowi na powrót do domu, czasem najzwyczajniej opłaca się zostać i poczekać. Wielu rodziców traktuje ten czas, jako chwilę dla siebie, moment, w którym mogą odpocząć i/lub zająć się swoimi sprawami. Niestety nie każdy.

Zachowanie niektórych rodziców wymyka się spod kontroli

Niestety niektórzy rodzice, nie tylko zostają na zajęciach, ale towarzyszą w ich trakcie. Obserwują każdy ruch dziecka i nauczyciela, sprawdzają co się dzieje, czasem nawet komentują i zwracają uwagę. Potem, jako pierwsi tłoczą się przy drzwiach chcąc jak najszybciej odebrać swoją pociechę, zamienić słowo z opiekunem zajęć i jednocześnie uniemożliwiając przejście innym dzieciom. To nie są sytuacje jednorazowe, a nagminne i przybierające coraz bardziej przerażające formy. 

Zaczęły się już zajęcia dodatkowe, zaprowadziłam córkę na jedne z nich. Zapisaliśmy ją na coś nowego, raźniej było więc iść razem, wspólnie poznałyśmy drogę, znalazłyśmy wejście. Przekazałam córkę prowadzącym, upewniłam się, że wszystko ma, pożyczyłam dobrej zabawy i po prostu sobie poszłam.

- pisze czytelniczka M jak Mama i dodaje:

Gdy wróciłam po córkę pod wejściem kłębiły się już tłumy (...). Rodzice byli nie tylko na zewnątrz, niektórzy towarzyszyli dzieciom przez całe zajęcia, śledząc dokładnie każdy ich krok (i oczywiście trenerów). Nie dziwię się, że moją córkę to złości, cała zgraja siedzi pod ścianą i się wpatruje - jak nie w dzieci to w telefony, jakby nie mogli tego robić gdzie indziej. Serio, siedzenie pod ścianą i gapienie się w ekran w niczym nie pomaga, dziecko świetnie radzi sobie i bez takiego wsparcia.

Kobieta postanowiła podzielić się tymi spostrzeżeniami, bo wierzy, że nie każdy rodzic robi to specjalnie i ma świadomość swoich zachowań, ale może warto to przemyśleć. Nie każde dziecko chce ćwiczyć przy obcych rodzicach, już samym aktem odwagi jest zapisanie się na zajęcia i dołączenie do nauczyciela i dzieci, których nie zna. 

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.