W Polsce funkcjonuje ponad 70 okien życia. Prowadzą je różne instytucje: szpitale, zakony, domy samotnej matki. Dzieci, które tam trafiają, w większości są zadbane, czyste, w ładnych ubraniach, niektóre nawet z listami pożegnalnymi. - Możemy więc w wielu przypadkach założyć, że dorosły wybrał w tym czasie najlepsze z możliwych dla siebie rozwiązań, że postąpił odpowiedzialnie. Niektórzy powiedzą nawet, że zrobił to z miłości - twierdzi Magdalena Lesiak. - Bywa też tak, że pod wpływem trudności i emocji zadziałał impuls, a po kilku dniach rodzice zgłosili się do sądu, poinformowali, że to oni przynieśli dziecko do okna życia, ale żałowali swojej decyzji i chcieli odzyskać synka lub córeczkę - dodaje.
Kiedy w oknie życia pojawi się dziecko, uruchamia się alarm. Osoba dyżurująca natychmiast sprawdza, czy to nie żart (czasem ktoś dla zabawy wrzuca np. butelkę). Jeśli w oknie życia rzeczywiście pojawiło się maleństwo, najpierw sprawdza się, czy żyje. W razie potrzeby udziela się pierwszej pomocy, następnie wzywa się pogotowie i policję. Maluch trafia do szpitala, gdzie lekarze sprawdzają jego stan zdrowia i próbują ustalić wiek. - Czasem to jest bardzo proste, widać, że dziecko się urodziło niedawno, pępowina jest zaciśnięta klamerką do bielizny. Przy starszych dzieciach jest trudniej - mówi Magdalena Lesiak. Jeśli dziecko jest zdrowe, trafia do rodziny zastępczej lub interwencyjnego ośrodka preadopcyjnego, gdzie czeka na wyprostowanie swojej sytuacji prawnej i adopcję.
Dzieckiem znalezionym w oknie życia zajmuje się sąd rodzinny. Wydaje postanowienie, które ustala jego tożsamość, tzn. wymyśla się imię i nazwisko i to, jakie dane będą wpisane w rubryki rodziców. Jako miejsce urodzenia wpisuje się miejsce znalezienia dziecka. Gdy to postanowienie się uprawomocni, sąd przesyła je do Urzędu Stanu Cywilnego i ten sporządza akt urodzenia. Sąd wyznacza również osobę, która będzie reprezentowała dziecko i jego interesy, czyli opiekuna prawnego. Teraz dziecko może być już zgłoszone do ośrodka adopcyjnego, który poszuka dla niego nowych rodziców.
Magdalena Lesiak wyjaśnia, że w 2019 roku zmieniły się przepisy i jeśli dziecko znalezione w oknie życia nie ma oznak przemocy, sprawa poszukiwania jego rodziców jest umarzana. To znacznie przyspiesza wszelkie procedury. - Wiadomo, w jakim celu rodzice przynieśli dziecko do okna życia, nie ma sensu ich szukać. Procedury są bardzo szybkie, czasem zdarza się, że już kilkutygodniowe dziecko trafia do adopcji. Czy to dobrze, że tak szybko? Dla dziecka tak, a dla rodziców biologicznych niekoniecznie. Zwłaszcza gdy żałują swojej decyzji i chcą ją cofnąć, a tak się czasem zdarza - mówi Magdalena Lesiak.
Pozostawienie dziecka w oknie życia jest bolesne dla wszystkich. - Utrata dziecka, także w okolicznościach dobrowolnego oddania do adopcji, ma skutki psychologiczne podobne do tych po śmierci dziecka. Matka pozostaje więc w żałobie. Dla specjalistów pracujących z kobietami po stratach prokreacyjnych ważne są jeszcze inne problemy - czy kobieta zrobiła to świadomie, a nie w wyniku silnych emocji, depresji, psychozy? Czy nie zrobiła tego pod presją? Czy rzeczywiście sama to zrobiła, czy ktoś zrobił to za nią i wbrew jej woli? - czytamy na csr.org.pl słowa Magdaleny Lesiak.
W przeciwieństwie do sytuacji przekazania dziecka do adopcji, okno życia skazuje je na życie w niewiedzy dotyczącej jego historii. W przyszłości nigdy nie dowie się, kim byli jego rodzice biologiczni, skąd pochodzi, jakie są jego korzenie, dlaczego zostało porzucone. Rodzice adopcyjni też mają trudną sytuację - nie wiedzą, czy w rodzinie wystąpiły choroby, z jakiego środowiska dziecko pochodzi etc. - To wielka rana, ogromny ból i trauma. Dorośli adoptowani mówią, że czują pustkę, że nie wiedzą, kim są, nie potrafią zrozumieć swojego smutku, żalu i krzywdy. Że nie mają komu przebaczyć - mówi Magdalena Leśniak i dodaje, że w trudnych sytuacjach życiowych, gdy pojawia się myśl o oddaniu dziecka, najlepiej jest zgłosić się do ośrodka adopcyjnego.
Więcej na ten temat przeczytacie TU.