Malwinka niedawno skończyła dwa lata, ale czy spędzi z panią Edytą swoje kolejne urodziny? Dziecko trafiło do niej już w pierwszym miesiącu życia. Kobieta stworzyła ciepły, bezpieczny i kochający dom. Chciała też dziewczynkę adoptować, ale według urzędników i sądu jest za stara. Dodatkowo jej „winą" jest to, że nie ma partnera. Wychowuje dziecko sama od prawie dwóch lat, ale teraz dziewczynka ma trafić do nowej, "młodszej i pełnej" rodziny.
Zacznijmy od początku. Pani Edyta zawsze chciała mieć dzieci, ale jej życie tak się ułożyło, że jest sama. Nie ma partnera. Postanowiła zostać rodziną zastępczą dla jakiegoś malucha. W lipcu 2022 roku odebrała telefon z propozycją wzięcia do siebie małej dziewczynki. Miała wtedy 48 lat i nikt nie pytał ją o wiek. Kobieta od razu podjęła decyzję. Zabrała dziecko. Tuliła ją, uspokajała od płaczu, przewijała, zabierała na spacery. Była z nią kiedy stawiała swoje pierwsze kroki i wtedy, kiedy padło pierwsze słowo. "Powiedziała do mnie 'mama'" – wspomina kobieta. "Nic nie jest w stanie opisać tego uczucia" – dodaje w rozmowie reporterką "Gazety Wyborczej".
Co dalej? Kobiet podejmuje decyzję o adopcji. Składa pismo, wnioski. Podaje się badaniom. Weryfikowana jest jej sytuacja materialna. Sprawdzane są warunki bytowe, jej stan zdrowia (fizyczny i psychiczny). "Do tego dba o potrzeby dziecka, realizuje zalecenia lekarskie, współpracuje z pracownikami MOPS" – czytamy w zacytowanym artykule. Zatem co może pójść nie tak? Okazuje się, że poważną przeszkodą, która uniemożliwia adopcję dziewczynki, jest wiek pani Edyty. W opinii, która przyszła do niej z ośrodka czyta, że "przyczyną jej wydania jest różnica wieku pomiędzy panią a dzieckiem (większa niż 40 lat), a także motywacja do adopcji oparta na zaspokojeniu swojej potrzeby do bycia rodzicem dla małego dziecka".
Ośrodek oczywiście nie odrzuca jej jako potencjalnego rodzica adopcyjnego. Proponuje starsze dziecko, takie, które ma np. już 9 lat. Różnica jest mniejsza. "Jakby chodziło o towar, a nie o człowieka" – komentuje sprawę pani Edyta.
Pani Edyta teraz ma 50 lat, kiedy jej córka będzie pełnoletnia, będzie miała 67 lat. Czy to dużo? Może i tak, ale weźmy pod uwagę kilka faktów. Dziś coraz później kobiety decydują się na posiadanie dziecka. Nie dziwią już ciążę w wieku 40-lat. Czy wtedy lekarze, ginekolodzy, położne – mówią jej, że jest już za stara? Druga sprawa to więź. Z opinii ośrodka i psychologów wynika, że relacja, która łączy panią Edytę z dzieckiem, jest mocna i silna, jednak dość kuriozalne jest to, że ośrodek "bierze pod uwagę więź emocjonalną". Ale "nie jest to więź, której zerwanie miałoby dla małoletniej nieodwracalny ujemny skutek". Uważa także, że "w młodszej, pełnej rodzinie" Malwina będzie mieć "większe szanse rozwojowe". Czy na pewno?
Pani Edyta złożyła apelację. Jednak orzeczenie zostaje utrzymane. "Sędzia zwróciła uwagę, że gdybym sama w wieku 48 lat urodziła Malwinę, nie byłoby problemu" – wspomina Edyta. Dziewczynka trafia do bazy dzieci do adopcji. To w zasadzie krok wstecz, jednak kobieta się nie poddaje. Walczy o to, by mogła zostać oficjalnie mamą małej Malwiny. Jej wniosek trafia do sądu, a prawniczka, którą zatrudniła "wnosi o usunięcie informacji o dziewczynce z bazy dzieci do adopcji. Wszystko wskazuje, że tak się stanie" – podaje "GW".
Czy pani Edyta wygra? Mocno w to wierzę.
*imię dziewczynki zostało zmienione.