Rośnie pokolenie "małych cesarzy"? W wieku kilkunastu lat nie potrafią ugotować obiadu

Czy posiadanie jednego dziecka z góry skazuje go na nieumiejętność poradzenia sobie w życiu? To trudne pytanie, na które ciężko jednoznacznie odpowiedzieć, bo wiele oczywiście zależy od samego wychowania i podejścia do sprawy. Jednak chińscy naukowcy coraz głośniej mówią o pokoleniu "małych cesarzy". Czy to zjawisko dotyczy również i nas samych?

Jestem mamą jedynaka. Trudno mi obiektywnie spojrzeć na kwestię wychowania. Jako rodzic zdaję sobie sprawę, że w wielu kwestiach mogę popełniać błędy. Mogę się mylić. Jednak zależy mi na tym, by moje dziecko było samodzielne, odważne, nie bało się podejmować trudnych decyzji i miało swoje zdanie. A co z pokoleniem "małych cesarzy"? To zapatrzeni w siebie, niepotrafiący sobie poradzić jedynacy. W Chinach jedynaków jest szczególnie dużo. Wpływ miała na to oczywiście polityka jednego dziecka, której celem było ograniczenie przyrostu naturalnego Chińczyków. Jednak czy jedynacy w innych krańcach świata także są obciążeni syndromem "małego cesarza", jak opisują tę postawę chińscy badacze?

Zobacz wideo Czy mamy w Polscę epidemię wad wymowy? Logopedka: Zobacz, jak dziecko ogląda bajkę

"Mali cesarze" to pokłosie polityki jednego dziecka?

Zacznijmy od początku. Pod koniec lat 70. XX wieku została wprowadzona w Chinach polityka jednego dziecka, która polegała na kontroli populacji Chińskiej Republiki Ludowej. W 2015 roku nastał jej kres, bo władze w pośredni sposób przyznały, że ta polityka okazała się błędem. Jednak lata nakazu posiadania jednego dziecka, tak bardzo wryło się w świadomość społeczeństwa, że wiele rodzin - mimo braku zakazu władz - nie wyobraża sobie mieć wielu potomków. I tu pojawia się owo pokolenie "małych cesarzy", czyli jedynaków wychowanych pod kloszem rodziców i dziadków. O psychologicznych i społecznych skutkach tego zjawiska rozpisują się chińskie media, a naukowcy prowadzą badania, ostrzegając, że koncentracja rodziny na potrzebach i zachciankach jedynaka może wypaczyć jego charakter. Niestety, podobne zagrożenia dotyczą także dzieci z innych zakątków świata.

"'Mali cesarze' to z reguły dzieci z bogatych rodzin, którym nie tylko rodzice, ale i dziadkowie, poświęcają cały swój czas, nie szczędzą pieniędzy na zaspokajanie wszelkich zachcianek. Tak wychowani młodzi ludzie, którzy nie zaznali goryczy, są rozpieszczeni, nieudolni i skupieni tylko na sobie, nie przejmują się losem rodziny ani sprawami kraju" - wyjaśniła socjolog z Uniwersytetu Sun Yat-sena w Kantonie dr Yu Ding cytowana przez portal wiadomości.wp.pl. Takie dzieci nawet w wieku nastoletnim są niezaradni, nie potrafią nawet ugotować prostego posiłku.

Ze skrajności w skrajność

Okazuje się, że aby walczyć z problemem, jakim jest nieumiejętność radzenia sobie w życiu, wielu Chińczyków postawiło na twardy model wychowania, w którym dziecko od najmłodszych lat poddawane jest bezustannie olbrzymiej presji. "Takie dzieci uczęszczają do najlepszych szkół, a po zajęciach otrzymują dodatkowe, prywatne lekcje angielskiego, francuskiego, pianina, baletu, kaligrafii etc. W efekcie na naukę poświęcają kilkanaście godzin dziennie i nie zostaje im ani chwila wolnego czasu na rozwijanie własnych zainteresowań" – podaje portal wp.pl.

Strach przed rozpieszczaniem i popełnieniem błędów wcześniejszych pokoleń jest tu motorem napędowym do zmian. W Chinach popularne są poradniki mówiące o tym, że dziecko należy wychowywać twardą ręką, nie szczędząc kar i upokorzeń, a dodatkowo wymagać bezwzględnego posłuszeństwa. Współczesna psychologia Zachodu, która zachęca do wychowania bez kar i nagród, wzmacniając wewnętrzną motywację dziecka, nie może stać bardziej w opozycji do chińskiego przekonania. Choć obawy o brak zaradności życiowej mogą być realne, to jako świadomej mamie z Europy, wydaje mi się, że zamienienie dzieciństwa w koszmar, na pewno nie pomoże. 

Więcej o: