Obecnie młoda dziewczyna z błyszczykiem za kilkaset złotych nikogo nie dziwi. Wiele nastolatek ma w swoich pokojach specjalne lodóweczki, w których trzymają przeróżne kremy, maseczki itp. Wielu dorosłych widząc to, łapie się za głowy, inni spokojnie stwierdzają, że "takie mamy czasy".
O takich dziewczynkach, które bez mrugnięcia okiem kupują produkty najdroższych marek w drogeriach, mówi się "pokolenie Sephora". Zdarza się, że później matki wracają do sklepu, by zwrócić zakupione kosmetyki, ponieważ "ich córki przesadziły". Więcej na ten temat: Polskie nastolatki w drogeriach z ekskluzywnymi kosmetykami. "Robią paragony na 800 zł".
Młode dziewczyny stosują też obecnie tzw. skincare, czyli kompleksową pielęgnację skóry, polegającą na odpowiednim oczyszczeniu, peelingu, tonizowaniu i nawilżaniu (przy pomocy serum, kremu i maseczki). Wszystko zajmuje sporo czasu, ale wiadomo, że uroda wymaga poświęceń.
W czasach PRL-u kobiety też dbały o urodę, jednak nie mogły ot, tak iść i sobie kupić kosmetyków. I nie chodziło tylko o kwestie finansowe - w sklepach po prostu prawie nic nie było. W zaistniałej sytuacji radziły sobie, jak mogły.
Kultowym kosmetykiem kilkadziesiąt lat temu był... krem Nivea, który i dziś można znaleźć na sklepowych półach. Produkt, w charakterystycznym, granatowym opakowaniu, miał wiele różnych zastosowań. Używano go do nawilżania skóry, nakładano, wychodząc na mróz, wiatr czy silne słońce. Niegdyś można było go znaleźć w torebce prawie każdej kobiety.
Do mycia włosów służył głównie szampon Familijny i Bambino. Pierwszy z produktów, marki Pollena, był dedykowany każdemu rodzajowi włosów. Więc stosowali go i dorośli, i dzieci. Zamiast odżywki stosowano często wodę brzozową. O maskach można jednak było jedynie pomarzyć. I wtedy przychodziły na ratunek kosmetyki domowej roboty. Mikstura robiona z żółtek jaj, w połączeniu z płukankami z np. z rumianku lub innych ziół mogła zdziałać cuda i sprawić, że włosy były miękkie i lśniące.
Pielęgnacja w czasach PRL-u była więc łączeniem tego, co znalazło się w sklepie z tym, co dało się zrobić samodzielnie. Czy efekty były gorsze od tych, które widzimy dzisiaj? Dajcie znać, co o tym myślicie w komentarzach lub na edziecko@grupagazeta.pl.