Na wyprawkę wydam mniej niż 300 zł, wy też możecie. Nie mówcie mi, że się nie da

I nie - nie kupuję najtańszych produktów w popularnych sieciówkach, bo po pierwsze jestem przywiązana do konkretnych (i to nie tych najtańszych) marek, a po drugie wolę zapłacić więcej, ale raz. A nie co chwilę kupować nowe, bo stare się zniszczyło.

Czy skompletowanie szkolnej wyprawki musi być zamachem na domowy budżet? Zdecydowanie nie. Chyba że rodzice bardzo tego chcą, bo wychodzą z założenia, że wszystko ma być nowe. Nie rozumiem tego, ale to ich decyzja. I nie rozumiem, po co potem lamentują nad tym, ile wydali. To znaczy rozumiem, bo wiem, że wszystko jest teraz drogie, ale przecież sami chcieli...

Rodzice dzieci uczących się w szkole podstawowej nie muszą kupować podręczników i zeszytów ćwiczeń. Uczniowie dostają je w swoich placówkach. A z tego, co pamiętam ze swoich czasów szkolnych, to był zawsze największy wydatek. No i ci, którzy nie zapominają o złożeniu wniosku o świadczenie "Dobry Start", dostają od rządu 300 zł na sierpniowo-wrześniowe zakupy. Nam to wystarcza. 

Zobacz wideo Takich imion nie możesz nadać dziecku w Polsce

Czego nie kupię w tym roku na dobry start?

Plecak? Jest z zeszłego roku. Kupiłam taki, jak chciał syn, modnej marki popularnej teraz wśród dzieciaków. Upolowałam go na promocji, więc zapłaciłam za niego połowę rynkowej ceny - niewiele ponad 100 zł. Wciąż jest w idealnym stanie, niewykluczone, że posłuży i w przyszłym roku. Podobnie bidon i śniadaniówka - nie mam ich na liście zakupów. Przy okazji porządków w pokoju dzieciaków znalazłam też całą masę nieużywanych lub lekko używanych przyborów szkolnych: zeszytów, bloków, nie wspominając o kredkach, farbach, plastelinie, klejach i papierze kolorowym. Nie brakuje tam też gumek do ścierania, temperówek, linijek, nożyczek, ołówków i długopisów.

Drogi start? Nie, moja lista zakupów jest bardzo krótka

W tym roku znalazły się na niej tylko piórnik i zeszyty. Syn marzył o piórniku z motywem jego ulubionej aktualnie drużyny piłkarskiej - Realu Madryt. Mam nadzieję, że ta sympatia nie zmieni się zbyt szybko, bo już go kupiłam. Z 20-procentowym rabatem w popularnym sklepie internetowym kosztował mnie 85 zł. Uległam też prośbom pierworodnego i kupiłam zeszyty z okładkami z tym samym motywem ("Mamo, prooooooszę, muszą pasować"). Znalazłam je w sieci w cenie czterech zł za sztukę i kupiłam w sumie sześć sztuk. Jak to się okaże za mało - sięgniemy do domowych rezerw.

Wyprawka szkolna (zdjęcie ilustracyjne)
Wyprawka szkolna (zdjęcie ilustracyjne) FOT.AGNIESZKA SADOWSKA/ Agencja Wyborcza.pl

Do kupienia mam jeszcze kapcie do szkoły. Za ulubiony model sneakersów syna spodziewam się zapłacić nie więcej niż 120 zł. Wstrzymuję się jeszcze, bo na przełomie sierpnia i września spodziewam się "gorączki wyprawkowej" podbijanej atrakcyjnymi promocjami. Skorzystam, owszem. W efekcie szkolna wyprawka kosztować mnie będzie niewiele więcej niż 200 zł. Na co przeznaczymy resztę? To się okaże.

Można rzecz jasna wydać na szkolną wyprawkę mniej, ale można też o wiele więcej. Tylko w szale wrzucania kolejnych produktów do sklepowego lub wirtualnego koszyka warto na chwilę się zatrzymać i zastanowić, czy rzeczywiście chcemy brać udział w tym corocznym tańcu konsumpcjonizmu. Ja nie chcę, więc się z tego wypisałam.

Dobry czy drogi - jaki będzie Wasz start nowego roku szkolnego? Tylko 13 proc. rodziców wskazało, że ich tegoroczne wydatki nie przekroczą 300 zł - wynika z badania SW Research na zlecenie Empiku. Wyprawka kosztowała Was znacznie więcej - albo wręcz przeciwnie, o wiele mniej, niż wynosi świadczenie? Dajcie znać w komentarzu albo piszcie na adres edziecko@grupagazeta.pl!

Więcej o: