Głos w tej ważnej sprawie postanowił zabrać Łukasz Kaliszewski, zawodowy tata zastępczy z Warszawy, bohater wywiadu dla eDziecko.pl, w którym opowiadał o poważnych problemach pieczy zastępczej w Polsce. Pan Łukasz wraz z żoną mają pod opieką trzech chłopców z niepełnosprawnością, jeden z nich jest dzieckiem interpłciowym. - To, co widzę w polskiej przestrzeni publicznej w kontekście kontrowersji w ramach igrzysk w Paryżu, jest dla mnie skandaliczne - mówi. - Obnaża zatrważająco niski poziom wiedzy i świadomości w społeczeństwie. Nie chodzi o rozsądzanie, czy mężczyzna powinien startować w kobiecej kategorii lub na odwrót, ale o to, jakie mniejszości poukrywane w polskiej szafie tracą na brutalnej narracji, która zalała u nas internet - wyjaśnia.
Pan Łukasz przypomina, że płeć, choć podyktowana biologią, jest o wiele bardziej złożoną kwestią niż prosty podział na chromosomy X i Y. Są ludzie, którzy noszą zróżnicowane cechy obu tych płci, mają zdiagnozowaną interpłciowość i zarówno genotypowo, jak i fenotypowo wymykają się klasycznemu podziałowi na płeć męską i żeńską.
Tak jak nasz Mikołaj, który ma zespół Klinefeltera, odmiana Fraccaro, czyli kariotyp 49, XXXXY. To aż 3 dodatkowe chromosomy X. Nosi cechy chłopca i dziewczynki, ale ma przewagę chromosomów żeńskich nad męskimi. I to widać zarówno w kariotypie, jak i fenotypie. Akt urodzenia został sporządzony, ktoś zdecydował, co w nim wpisać, standardowa praktyka. Ale zdawkowa informacja w dokumencie nijak ma się do rzeczywistości.
Pan Łukasz nie śledzi samych igrzysk, bo zwyczajnie nie ma na to czasu. W końcu ma troje dzieci z niepełnosprawnością w domu. Nie ukrywa jednak, że widzi i słyszy, co dzieje się w mediach społecznościowych wokół tego wielkiego wydarzenia. - Internauci, którzy nie mają wiedzy z zakresu genetyki, nagle stają się samozwańczymi specjalistami w tej dziedzinie i snują długie dywagacje o chromosomach, a osoby interpłciowe bezlitośnie nazywają mutantami. Tak, mamy tu do czynienia z mutacją, ale w naszym języku takie określenie w odniesieniu do osoby interpłciowej ma pejoratywny charakter, jest szydercze i brutalne - wyjaśnia.
Nasz rozmówca uważa, że ludzie nie radzą sobie z opisem bogatej genderowo rzeczywistości. Nie odróżniają geja czy lesbijki od osoby z cechami interpłciowymi. Wszystko, co im nieznane, wrzucają do jednego wora opatrzonego zwykle jakąś krzywdzącą i stygmatyzującą etykietką.
Jako rodzic interpłciowego dziecka radzi, żeby posługiwać się terminem "aberracja chromosomów", jego zdaniem bezpieczniejszym. - Na sformułowanie "zaburzenia rozwoju" płci nie zgadzają się niektórzy klinicyści, którzy się zajmują interpłciowością. Uważają, że takie określenie jest wartościujące, pozwala patrzeć na zjawisko z góry, deprecjonuje - wyjaśnia pan Łukasz.
Dodaje, że są kraje, które uznały interpłciowość za w pełni akceptowalny wariant. - Na przykład Australia. Malta też nie ma z tym problemu, a dodatkowo wykazała się wielkim wsparciem dla osób interpłciowych, jako pierwsza zdelegalizowała medyczną korektę płci bez zgody pacjenta. U nas ten problem będzie jeszcze istnieć, bo mamy duże opóźnienia, jeśli chodzi o społeczną wrażliwość, ale na razie warto pamiętać, że tacy ludzie są wśród nas - dodaje.
Tam, gdzie jest sport i możliwość zdobycia najważniejszego sportowego trofeum, są i olbrzymie emocje, z tym nikt nie polemizuje. Ale nawet to nie uprawnia nikogo do dyskusji na temat płciowości w takiej formie, w jakiej odbywa się ona teraz. Mowa nienawiści, powielanie kolejnych stereotypów, kolejne pseudonaukowe ekspertyzy "speców" od chromosomów nie zmienią decyzji sędziów, nie sprawią, że zostanie odebrany lub przyznany medal. Sprawią natomiast co innego - ból tym, którym głosu w tej dyskusji nikt nie oddaje, czyli osobom wymykającym się tradycyjnemu podziałowi. Żyjącym obok nas w cieniu obelżywych etykietek, wulgarnych żarcików, jadowitych komentarzy. Igrzyska niebawem się skończą, a uprzedzenia i kolejna łatka przyklejona osobom interpłciowym zostaną na długie lata.