Dzieci, szczególnie te bardzo małe, szybko wyrastają z kolejnych ubranek. W związku z tym niektóre body, śpiochy, bluzeczki lub spodnie są zakładane zaledwie kilka razy. Szkoda je wyrzucać, a jeśli ktoś nie planuje powiększania rodziny, nie chce, aby takie przedmioty tylko zalegały w szafie. Modne jest obecnie "puszczanie ich w obieg", czyli oddawanie krewnym, znajomym, ewentualnie sprzedawanie na platformach "za grosze".
Napisała do nas Karolina, mama półrocznej Natalki. Kobieta przyznaje, że ma problem z sąsiadką, która oddaje jej rzeczy po swojej córce. Większość, jej zdaniem, nie nadaje się do użytku. Wolałaby więc w ogóle ich nie dostawać.
Moja sąsiadka Milena notorycznie przynosi mi rzeczy po swojej Joasi. Jej mała jest 4 miesiące starsza od mojej. Wydawałoby się, że super, bo po co wyrzucać. No i dla mnie miała być to spora oszczędność, bo wszystko kosztuje. Nigdy nie byłam blisko z sąsiadką, więc gdy wyszła z taką inicjatywą, uznałam to za miły gest
- opowiada nasza czytelniczka. Szybko jednak zauważyła, że ten układ jest "dość problematyczny". - Sąsiadka przynosi mi rzeczy w takim stanie, że nie nadają się nawet na ścierki. Brudne, z milionem plam, dziurami, niedziałającymi napami. Naprawdę wstyd komuś to dawać. Obstawiam, że lepsze ciuszki oddaje komuś innemu, albo sprzedaje - dodaje.
Kilka dni temu do drzwi naszej czytelniczki ponownie zapukała sąsiadka. Trzymała w rękach kolejny wór ubrań, które chciała przekazać. Tym razem, zażądała jednak zapłaty.
Milena dała mi ubranka zapakowane w worek na śmieci, dobry pomysł, bo większość naprawdę tylko tam się nadaje. Podziękowałam, bo nie chcę wyjść na jakąś niemiłą, chociaż wiedziałam, że nie znajdę tam żadnej z tych ślicznych sukieneczek, w których wielokrotnie widziałam jej córkę, a jedynie rzeczy nienadające się do noszenia
- relacjonuje Karolina. Okazało się jednak, że sąsiadka postanowiła... zażądać pieniędzy za oddawane rzeczy. - Oznajmiła, że za tyle rzeczy, to mogłabym jej dać chociaż trzy dyszki na czekoladę, bo wiadomo, ona też musiała to kupić. Przyznam, że zaniemówiłam. Wyjęłam z portfela pieniądze, dałam jej i najpierw chciałam powiedzieć, żeby następnym razem szła z tym workiem do kubła na śmieci, ale się pohamowałam. Podziękowałam i poprosiłam, by więcej mi nic nie przynosiła, ponieważ dostaję dużo ubranek od krewnych i dodatkowe nie są mi już potrzebne. Była w lekkim szoku, kiwnęła głową i poszła.
Od tego czasu panie raczej się unikają, mąż naszej czytelniczki (który ma bardzo dobre relacje z sąsiadem), uważa, że może nie powinna tak się zachowywać. Bronił sąsiadki, mówiąc, że 30 zł to przecież nie majątek. - Ja mam inne zdanie, uważam, że to wyrzucanie śmieci pod płaszczykiem dobrego uczynku, a ostatnio i drobnego zarobku. Też oddaję rzeczy po dziecku, ale takie w naprawdę dobrym stanie, dlaczego więc sama mam płacić za coś, co potem wyrzucam? - twierdzi Karolina.
Czy faktycznie nasza czytelniczka miała prawo obrazić się na sąsiadkę? Dajcie znać, co o tym myślicie w komentarzach lub na edziecko@agora.pl.