Kiedy William Sidis przyszedł na świat, jego rodzice rozpoczęli eksperyment, który miałby udowodnić, że edukację można rozpocząć już od kołyski. Od pierwszych miesięcy życia pokazywano mu litery, uczono go prostych wyrazów, czytano książki i gazety. Potem pojawiły się pierwsze słowa. Mając niespełna cztery lata, chłopiec potrafił już pisać i czytać. Znał dwa języki i bez problemu mógł prowadzić konwersację na temat nauki ze swoimi nauczycielami. Kariera naukowa stała przed nim otworem. Jednak w domu zabrakło miłości i poczucia bezpieczeństwa. Co było dalej?
Opowiadając o losach "genialnego chłopca" należy zacząć od historii jego rodziny. Ta zaczyna się w małym miasteczku należącym niegdyś do Rzeczpospolitej Obojga Narodów, która w wyniku zawirowań wojennych i politycznych działań – trafia pod carski protektorat. Tam przyszedł na świat ojciec Williama, Borys Sids. Rodzina nie była w stanie zapewnić mu odpowiedniego wykształcenia, zatem kiedy dorósł, zdecydował się na emigrację. Głód wiedzy nie był jednak jedynym powodem wyjazdu. W XIX wieku z uwagi na liczne pogromy przetaczające się przez tereny Imperium Rosyjskiego mała mieścina nie była bezpiecznym miejscem dla działacza socjalistycznego z rodziny żydowskiej, jakim był Borys. Zdecydował się na podróż za Ocean. Tam dzięki swoim staraniom dostał się na Harvard, gdzie po kilku latach otrzymał nawet posadę wykładowcy. W tym samym czasie założył rodzinę. Był ślub, a potem dziecko. I tu właśnie rozpoczął się przerażający eksperyment, w którym główną rolę otrzymał mały William. Otóż państwo Sidisowie stanęli przed szansą udowodnienia, iż każdy jest w stanie osiągnąć wiele, wystarczy tylko poddać go odpowiedniemu treningowi. Dotyczyło to także mózgu – trzeba ćwiczyć, aby wyzwolić jego potencjał.
I tak już w kołysce zaczęli ćwiczyć mózg małego Williama. W efekcie chłopiec, który miał niespełna 1,5 roku czytał już "The New York Timesa", a jako 4-latek napisał na maszynie swoją pierwszą książkę i to w dwóch językach – angielskim oraz francuskim. Jako 8-latek płynnie mówił w aż ośmiu językach, co jest naprawdę dużym osiągnięciem Jego historią w końcu zainteresowała się prasa, co jak się potem okazało, szybko doprowadziło go do zguby.
Kiedy miał 9 lat śpiewająco zdał wszystkie egzaminy i mógłby zostać przyjęty na Harvard, ale tę decyzję odwlekano, bo profesorowie uważali, że chociaż jest bardzo inteligentny, to nadal małe dziecko, które potrzebuje opieki i miłości. Innego zdania byli jego rodzice, którzy z uporem maniaka walczyli o przyjęcie dziecka na studia. Po dwóch latach władze uczelni ugięły się i przyjęły chłopca. William świetnie sobie radził na wykładach, pisał najlepiej wszystkie egzaminy, ale nadal chciał móc bawić się, jak jego rówieśnicy i po prostu cieszyć życiem.
Presja rodziców, wszechobecne media, otoczenie, które widziało w nim geniusza, a nie zwykłego chłopca – wszystko to przerosło Williama. Jego psychika w końcu się załamała. Nastąpiło to w wieku 12 lat i zostało odnotowane w szkolnych aktach. Udało mu się wyjść z kryzysu, ukończył Harvard, zaczął pracę jako wykładowca matematyki.
W międzyczasie podjął jeszcze inne studia, ale ich nie ukończył. Momentem przełomowym było wzięcie udziału w manifestacji, podczas której doszło do zamieszek. Aresztowała go policja i wtrąciła do więzienia. Spędził tam 18 spokojnych miesięcy, co nie było dla niego karą, a raczej odpoczynkiem. Potem odciął się od rodziców, wyjechał, podjął pracę fizyczną, zmienił nawet imię, aby nie być kojarzonym z "genialnym chłopcem". Wolny czas poświęcał na pisanie książek oraz artykułów, które publikował pod pseudonimem, spędzając ostatnie lata życia w zapomnieniu i z dala od mediów. Zmarł w 1944 roku w wieku 46 lat w wyniku wylewu krwi do mózgu. Ta sama przyczyna 21 lat wcześniej zakończyła życie jego ojca, Borysa.