Wakacje to dla dzieci czas wyjazdów na obozy i kolnie. Niektórzy pierwszy raz spędzą tyle czasu bez rodziców. Będą mieli za to okazję, aby nauczyć się samodzielności i nawiązać nowe znajomości. Obecnie można znaleźć wiele kolonii tematycznych, a zorganizowane wyjazdy za granicę już nikogo nie dziwią. Niegdyś na letnich obozach obowiązywały jednak pewne tradycje, które tylko częściowo przetrwały do dziś.
W poprzednim artykule pisaliśmy już o kolonijnych chrztach. Zwykle starsi uczestnicy organizowali je z myślą o dzieciach, które wyjechały na obóz po raz pierwszy. Aby stać się pełnoprawnym obozowiczem, trzeba było przejść inicjację złożoną z licznych wyzwań. Należały do nich m.in. chodzenie boso po szyszkach, kąpiel w morzu, czy picie ohydnych mikstur. Jedni wspominają te wydarzenia z ekscytacją i sentymentem, a inni nie mają zbyt dobrych wspomnień. Trzeba jednak zaznaczyć, że chrzty nie były jedynym takim zwyczajem, bo dużą popularnością cieszyły się też kolonijne śluby. Bywało, że dzieci wręcz na nie wyczekiwały, traktując je jak wydarzenie turnusu.
Podstawówka to dla niektórych czas pierwszych, niewinnych zauroczeń. Bywało, że dzieciaki poznawały na nich swoje pierwsze sympatie, z którymi spacerowały, trzymając się za ręce. Niektóre "pary" postanowiły pobawić się w ślub, a w takie wydarzenie angażowali się czasami wszyscy obozowicze. W końcu na ceremonii nie mogło zabraknąć gości! Obrączki wykonywano z pazłotek po czekoladzie, pleciono wianki z polnych kwiatów, a panna młoda trzymała bukiet z zebranych na łące stokrotek. Suknie i welon robiono z tego, co było pod ręką - firanek, szlafroków czy ręczników, a do ceremonii często dochodziło na pomostach. Bywało, że jakiś obozowicz wcielał się w rolę księdza i wygłaszał słynną formułę. "Małżeństwa" trwały aż do końca obozu. Wtedy zazwyczaj "pary" szły w swoje strony, aby za rok poznać na wyjeździe nowego małżonka. Zdarzało się jednak, że długo po wakacjach wysyłano sobie listy.
Zwyczaj kolonijnych ślubów był bardzo popularny w PRL-u i chociaż stopniowo zaczął odchodzić w zapomnienie, na niektórych wyjazdach wciąż można spotkać się z tą zabawą. Świadczy o tym chociażby poniższy filmik z ubiegłego roku opublikowany na TikToku.