Z punktu widzenia przedsiębiorców żyjących z turystyki w popularnych miejscowościach wakacyjnych, sezon jest bardzo krótki. Niektórzy z nich przez dwa miesiące wakacji zarabiają na swoje utrzymanie przez cały rok. Z drugiej strony szalejąca wszędzie drożyzna nie oszczędza turystów, którzy muszą opłacić dojazd na miejsce, noclegi i wyżywienie. No i oczywiście są wydatki dodatkowe, m.in. atrakcje dla dzieci - lody, automaty, wesołe miasteczka, parki rozrywki etc. Nie są - rzecz jasna - obowiązkowe, ale kto, zabierając dziecko np. nad morze, chce odmawiać mu wszystkiego na każdym kroku? A dosłownie na każdym kroku w popularnych miejscowościach wypoczynkowych czyhają na turystów okazję do wydatków, które nęcą szczególnie tych najmłodszych.
Pani Dorota (nazwisko do wiadomości redakcji) zaraz po zakończeniu roku szkolnego wyjechała z dwójką dzieci nad morze, do Karwi. Stwierdziła, że sama droga z pensjonatu na plażę to spory wydatek. - Najpierw były automaty z kulkami. Po dwie sztuki na głowę, czyli 20 zł. Potem zatrzymaliśmy się w sklepie spożywczym, żeby kupić picie i jakieś bułki. Za dwie butelki wody zapłaciłam 10 zł, drożdżówki były po 6 zł, kupiłam po dwie, czyli wyszło 34 zł. Nie mogliśmy nie zatrzymać się na lody. I pyk: kolejne 24 zł - mówi w rozmowie z eDziecko pani Dorota. - Nie zatrzymywaliśmy się na straganach z zabawkami i plażowymi akcesoriami. To znaczy, zatrzymywaliśmy się przy każdym z siedmiu czy ośmiu mijanych, żeby wszystko dobrze obejrzeć, ale nic nie kupiliśmy. Przed samą plażą kupiłam jeszcze maliny i banany dla dzieci. Z portfela wypłynęło kolejne 20 zł. W sumie 98 zł - dodaje kobieta.
To jednak nie koniec wydatków, jakie wtedy poniosła. Doszedł jeszcze jeden - opłata za WC. - Dobrze, że w ogóle jakaś toaleta była, bo zwykle jest z tym problem, ale kosztowała 5 zł od osoby. Nie miałam już gotówki, musiałam się cofnąć i szukać bankomatu, na szczęście był blisko wyjścia na plażę. Nie wiem dokładnie, ile nas kosztowało korzystanie z toalety przez pół dnia, zamiast w wiadomym celu wspinać się na wydmę, ale myślę, że było to około 40 zł - podsumowała pani Dorota.
- Moje dziecko jest z babcią nad morzem. Za każdym razem, w drodze na plażę, synek zatrzymuje się przy straganach z zabawkami i naciąga moją mamę na kolejną - mówi w rozmowie z eDziecko Natalia (nazwisko do wiadomości redakcji). - Te wydatki są niejako przez nas wliczone w pobyt nad morzem, ale w efekcie wyjście na plażę już nie jest darmowe - śmieje się Natalia. - Moja mama nazywa to haraczem straganowym - dodaje i zapewnia, że w przyszłym roku wybierze jakieś mniej straganowe miejsce na letni wypoczynek. - Żeby to były jeszcze jakieś fajne zabawki, to rozumiem, ale to chiński chłam, który rozpada się po dwóch dniach, a kosztuje majątek. U nas w Gorzowie, zapłaciłabym za te rzeczy pół ceny - zapewnia.
Można taniej spędzać wakacje? Owszem. Można też znacznie drożej.