Dzieci są różne. Jedne - bardzo spokojne i ciche, inne wręcz przeciwnie - rozbrykane, głośne i płaczliwe. Wszystko zależy od charakteru dziecka. Młodsze często płaczą, bo przecież nie potrafią w inny sposób zasygnalizować swojej mamcie czy tacie, że coś się dzieje, czegoś potrzebują, boją się itp. Niektórzy dają sobie jednak prawo do krytyki takich zachowań, a nawet rzucają nieprzyjemne uwagi w stronę mam. Zawsze mnie to zastanawia - dlaczego?
Całkiem niedawno byłam świadkiem dość przykrej sytuacji. Pewna mama w autobusie nie mogła zapanować nad swoim dzieckiem. Około trzyletni maluch płakał i się wyrywał. Kobieta robiła, co mogła, by go czymś zainteresować, pokazywała samochody za oknem, śpiewała, tuliła, a pewnym momencie, zdesperowana wyjęła nawet telefon komórkowy. Niestety, nic nie pomagało. Jako matka, współczułam jej, bo wiem, że jak dziecko wpadnie w histerię, to czasem można na głowie stanąć, a to i tak nic nie da.
Płaczącego chłopczyka było słychać w całym autobusie. Wiele osób patrzyło ze współczuciem na mamę, jednak jak zawsze nie zabrakło takich, które musiały skomentować, "że jest za głośno", "że z takimi dziećmi to tylko w domu siedzieć", "że mały jest niewychowany". Jak to słyszę, to przysłowiowy nóż w kieszeni mi się otwiera. Każdy, dziecko też, ma prawo mieć gorszy dzień. A jak swoje emocje wyraża taki trzylatek inaczej niż płaczem? Ludzie, trochę zrozumienia! A komentarze i karcące spojrzenia z pewnością nie pomagały i tak zestresowanej mamie.
Na drugim przystanku pewna starsza kobieta ruszyła w stronę płaczącego dziecka i jego matki. Uśmiechnęłam się w duchu, bo pomyślałam, że pewnie będzie chciała jej pomóc, może zagada do małego, wyjmie coś z torebki, opowie coś, pomysłów jest całe mnóstwo. Do głowy mi jednak nie przyszło, że ona idzie... żeby się awanturować.
Starsza pani naskoczyła na młodą kobietę, zaczęła komentować jej metody wychowawcze. Stwierdziła, że ona wychowała czwórkę dzieci i żadne się w taki sposób nie zachowywało. Młoda mama stwierdziła, że jej synek jest śpiący i dlatego się awanturuje, zaczęła się tłumaczyć. Było mi jej żal, więc postanowiłam zareagować.
A tego pana z piwem też pani upomni?"
- zapytałam, wskazując na siedzącego na ostatnim fotelu pana w stanie mocno wskazującym, który chyba nawet nie bardzo wiedział, co się wokół dzieje. Roztaczał jednak w wokół siebie nieprzyjemną woń, a jego głośne komentarze sprawiały, że ludzie nawet nie zapuszczali się w tamtą stronę autobusu. "Dlaczego więc zwraca pani uwagę mamie i jej dziecku". Pytanie retoryczne, bo odpowiedź każdy zna. Matka jest łatwym celem dla każdego butnego samozwańczego eksperta od wychowania. Nietrudno ją skrytykować, trudniej okazać empatię i zapytać: czy mogę jakoś pomóc?
Starsza kobieta ofukała mnie i urażona wróciła na swoje miejsce. A mama chłopca, chyba już zmęczona tym wszystkim, wysiadła, chociaż chcę wierzyć, że to był jej przystanek.
Zawsze zastanawia mnie, skąd w niektórych osobach przekonanie, że mają prawo pouczać i krytykować innych rodziców. Czy sami faktycznie byli tacy idealni, a ich dzieci chodziły grzecznie za rączki i nie odzywały się niepytane? Szczerze w to wątpię.