W dniu zakończenia roku szkolnego uczeń Szkoły Podstawowej nr 48 im. Adama Próchnika w Warszawie dostał dyplom, który szybko trafił do sieci i wzbudził oburzenie internautów. Na dyplomie napisano: "Uczeń wiecznie z głową w chmurach, który zdaje się funkcjonować w swojej własnej rzeczywistości. Zwykle jest nieprzygotowany do lekcji i wyrwany przez nauczyciela odpowiada nie na temat". Sprawą zainteresowało się Biuro Ochrony Praw Dziecka, organizacja zajmująca się obroną dzieci przed przemocą, dyskryminacją i wykorzystywaniem. Dyrekcja placówki wydała oświadczenie, w którym starała się wyjaśnić okoliczności całej sytuacji i przeprosiła za nią, a jedna z czytelniczek postanowiła wyrazić swoje zdanie na ten temat w obszernym liście do redakcji.
"Takich dyplomów nie powinno być. Jest taka stara zasada: 'ganimy na osobności, chwalimy publicznie'. Dawanie takich dyplomów nie rozwiąże problemu, dziecko mogło nie wiedzieć o tym konkursie, nie do końca rozumieć jego sens albo bać się zaprotestować" - napisała pani Joanna (nazwisko do wiadomości redakcji), która od wielu lat pracuje z dziećmi. "Jak widać, niektórzy dyrektorzy i nauczyciele też nie mają empatii. Tyle że pani nauczycielka podpisana na dyplomie pewnie nie chciała podpaść dyrektorce, choć ta praca powinna wyglądać tak, że czasem się trzeba postawić" - dodała, zakładając, że konkurs był pomysłem dyrekcji.
Pani Joanna stwierdziła, że w żadnej szkole, a zwłaszcza takiej, w której uczą się dzieci z orzeczeniami, podobne konkursy, które, jak twierdzi dyrekcja, "należy traktować z przymrużeniem oka", nie powinny być organizowane. "Humorystycznie to można sobie w małym gronie ustalić w ramach żartu, a nie w szkole, przedszkolu, która ma wskazywać zasady moralne. Ale nikt się nie postawi, gdy pani dyrektor rzuci głupi pomysł albo taki pomysł poprze" - napisała oburzona czytelniczka.
Autorka listu uważa, że dyrektorzy szkół i przedszkoli mogą sobie pozwolić na więcej, niż powinni i nie czekają ich z tego powodu żadne konsekwencje. "Dyrektorzy szkół i przedszkoli są nietykalni [...] Na rodziców działa efekt aureoli i efekt autorytetu, a w szkole jest jak w polityce i jak w każdej firmie. Zapatrzeni w dyrektorskie buzie wierzą w to, co chcą a problemy się zamiata, żeby było miło" - twierdzi pani Joanna.