Orzeczenie o autyzmie dziecka, czyli o jego potrzebie kształcenia specjalnego wydaje poradnia psychologiczno-pedagogiczna. Orzeczenie takie jest potrzebne przed rozpoczęciem przygody z przedszkolem lub nauki w szkole, bo zawiera zalecenia dotyczące wsparcia, które placówka edukacyjna ma obowiązek zapewnić uczniowi w spektrum autyzmu. "W praktyce najważniejszą częścią dokumentu są zalecenia: formy terapii, usprawniania, pomocy oraz warunki realizacji potrzeb edukacyjnych. Zalecenia są wiążące dla szkoły i zawierają wskazówki, jak zorganizować edukację dla dziecka np. zapewnienie terapii pedagogicznej, logopedycznej lub potrzeba obecności asystenta w klasie" - czytamy na portalu polskiautyzm.pl. Tyle w teorii, bo w praktyce, pod znakiem zapytania stoi, czy w ogóle dziecko z autyzmem do szkoły zostanie przyjęte. A jeśli tak, to czy nie zostanie z niej wydalone, o czym pisała w swoim tekście "Dlaczego my, dlaczego to dziecko? Ulga przyszła po czasie", Joanna Biszewska.
Na Facebooku, na koncie Fundacji ALEKlasa, która zajmuje się wspieraniem edukacji i rozwoju dzieci w spektrum autyzmu, pojawił się obszerny post zatytułowany: Jestem dumna z dziecka, ale ukrywam jego orzeczenia, z poruszającym wyznaniem kobiety, która żałuje, że wyrobiła córce orzeczenie. "Już 5 szkół odmówiło nam przyjęcia. Orzeczenie o potrzebie kształcenia specjalnego sprawia, że żadna z okolicznych szkół oferujących ciekawą edukację nie chce z nami rozmawiać, traktują moją córkę jak towar gorszej kategorii" - żali się mama siedmioipółletniej dziewczynki. Kobieta zapewnia, że jej córka jest dzieckiem o dużej inteligencji, także emocjonalnej i społecznej, ponadto nie prezentuje zachowań trudnych czy agresywnych. Jest elokwentna, wesoła, głodna wiedzy i potrzebuje inspirujących zajęć.
W dalszej części posta kobieta przyznaje, że nie jest w stanie już jej więcej reklamować, zachwalać, tłumaczyć, że nie jest taka, jak stereotypowo się postrzega 'TAKIE DZIECI'. "Czuję się jak akwizytor przecenionego towaru pokornie błagający o jego kupno" - żali się. Jakby tego było mało, przyznaje, że żałuje, że postarała się o wyrobienie orzeczenia dla dziecka. "Obwiniam siebie, że wyrobiłam jej to cholerne orzeczenie, naiwnie wierząc, że pomoże jej w harmonijnym rozwoju. Wyrzucam sobie, że potrafiłam dostrzec wczesne, subtelne oznaki bycia w spektrum. Mam gigantyczne poczucie winy, bo myślałam, że świadome prowadzenie dziecka pozwoli mu fajnie żyć. Mam do siebie żal, że nie potrafię oszukać szkół, zaprzeczając istnieniu diagnozy. Dziś mam poczucie, że kompletnie zrujnowałam jej start" - wyznaje mama.
Zrozpaczona mama wyjaśnia, że z orzeczeniem jej córka ma szansę wyłącznie na dostanie się do "rejonówki", w której z różnych powodów swojego dziecka nie widzi. Wymienia też, co usłyszała w szkołach, które odmówiły przyjęcia jej dziecka: "TAKICH DZIECI nie przyjmujemy, mają przecież problemy z agresją, sama pani rozumie"; "Nie przyjmujemy, bo mamy dzwonki, a TE DZIECI przecież reagują agresją na takie dźwięki"; "Córka na pewno da się zmanipulować silniejszym dziewczynkom z klasy, bo TAKIE DZIECI nie potrafią się odnaleźć w sytuacjach społecznych"; "TE DZIECI mają ogromne problemy emocjonalne". Na koniec stwierdza: "Dziś już wiem, że jeśli próbuje się pójść gdziekolwiek indziej niż własna rejonówka, orzeczenie, nieważne jakie, jest obciążające, niewspierające".
Uratujmy szkołę Kiry w Polsce. Tej w Ukrainie już nie ma.
Gazeta.pl i Ukrayina.pl są partnerami medialnymi zbiórki Fundacji PCPM na przetrwanie Centrum Edukacji dla kilkuset dzieci uciekających przed wojną. Wesprzyj na pcpm.org.pl/szkola