Obiad? "Zjem u kolegi". Oto co myślicie o "dokarmianiu znajomych dzieci"

Dzieciaki często tuż po szkole przyprowadzają do domu swoich kolegów i koleżanki, by móc się z nimi bawić. Niby wszystko w porządku, jednak pojawia się pewien problem - co z obiadem. Czy serwować go tylko swoim pociechom czy również gościom? Ten temat wywołał sporą dyskusję wśród naszych czytelników.

Niedawno pisaliśmy o tym, jak mama postanowiła rozwiązać problem karmienia wszystkich kolegów przyprowadzanych przez syna (Zobacz: "Syn ma nie zapraszać kolegów w porze obiadowej. Nie prowadzę darmowej jadłodajni"). Kobieta otwarcie przyznała, że serwowanie obiadu dla dorastających chłopców wiązało się nie tylko z tym, że musiała więcej czasu spędzać w kuchni, lecz także i wysokimi kosztami.

Zobacz wideo

Dopiero gdy kobieta pokazała synowi rachunki, jakie musi wydawać na jedzenie, uświadomiła mu, ile wszystko kosztuje. Zaproponowała, że podwyższy mu kieszonkowe, dzięki czemu szybciej nazbiera na wymarzoną konsolę, ale pod warunkiem, że nie będzie w porze obiadowej sprowadzał do domu gości.

Większość rodziców jest przeciwnych karmieniu kolegów swoich dzieci

W przygotowanej przez nas sondzie na temat tego, czy rodzice powinni serwować obiady przyprowadzanym do domu kolegom swoich pociech zagłosowało ponad 11 tys. osób. Co ciekawe, większość przyznała rację mamie z artykułu, która postanowiła zakończyć dokarmianie innych dzieci.

Fot. Paweł Sowa Agencja Wyborcza.pl

Na pytanie: "Czy mama słusznie zrobiła, zakazując synowi przyprowadzania kolegów w porze obiadowej?" aż 11840 osób przyznało, że "Tak, trudno oczekiwać, że będzie wszystkich karmić". Zaledwie 227 głosów, czyli 2 proc. wszystkich głosujących uznało, że "Nie, bez przesady, to tylko dzieci". 191 czytelników stwierdziło, że "nie ma zdania". Liczba głosów pokazuje, jak dużo emocji wzbudza wśród rodziców ten temat.

Wielu naszych czytelników przyznaje, że kiedyś było normalne, szczególnie na wsiach, że zgodnie z zasadą "gość w dom, Bóg w dom" karmiło się każdego, kto przychodził bez względu na to, czy to dziecko, czy dorosły. Obecnie jednak czasy się zmieniły i wiele osób jest przeciwnych temu, by żywić niemalże codziennie gromadę nieswoich pociech.

No i prawidłowo, rozumiem gdy kolega dziecka wpadnie raz w tygodniu w porze obiadowej, ale ludzie jak wpadnie takich 5 chłopców, 3 dni pod rząd to już nie nazywa się gościnność, ale żerowanie na innych i nie jest to wina dzieci, ale rodziców, że żerują na innych rodzicach.

- napisała jedna z naszych czytelników. "Też bym nie karmiła obcych dzieciaków. Niech im matka ugotuje", "Fajnie, że dzieciaki lubią przychodzić, ale to kosztuje zwłaszcza w porze obiadowej" - dodawali inni. I takich wpisów było sporo. O ile część osób zgodnie przyznawała, że nie ma problemu z okazyjnym poczęstowaniem kolegów/koleżanek dziecka obiadem, to są przeciwni, by działo się to niemalże codziennie.

"Obiad dla kolegów syna? Nie mam z tym problemu"

Pod naszym artykułem nie brakowało też komentarzy rodziców, którzy uważają, że nie mają problemu z tym, by poczęstować obiadem znajomych swoich pociech. Mało tego, niektórzy nawet cieszą się, że ich pociecha jest lubiana, ma spore grono kolegów i koleżanek.

Ja machnę naleśniki, frytki, zamówię pizze... Uwielbiam, jak młodzież do nas wpada. Ostatnio 10-latkowie w sumie sami sobie zrobili naleśniki

- napisała jedna z mam. "A ja mam zasadę, że głodnego nakarmię. Więc jak córka wpadnie nawet z dwoma czy trzema koleżankami, to im dam, a sama nie zjem obiadu i posilę się czymś innym", "Moja córka zawsze sprowadzała pół wsi, wolałam ją na obiad, a za nią maraton znajomych z podwórka. Nigdy nie odmówiłam żadnemu dziecku. Moja też się gościła u nich" - dodawali inni.

Niektórzy rodzice w komentarzach pisali, że problem można bez problemu rozwiązać, wystarczy odrobina chęci. "Można jeszcze rotować wizyty. Codziennie obiad u kogoś innego. Aczkolwiek dobrze, żeby rodzice sami się dogadali w takiej sprawie" - stwierdził jeden z internautów. I faktycznie, gdyby rodzice ustalili wizyty i obiady dzieci, to z pewnością nikt nie miałby nikomu za złe.

Nie wszyscy mają świadomość, że zwyczaj zapraszania kolegów/koleżanek dzieci do wspólnego posiłku jest głównie w Polsce. Przykładowo, w Skandynawii żaden rodzic się do tego nie poczuwa. W Szwecji dzieci nie uczestniczą w posiłku innych. Chodzi też o to, że jest zwyczaj, że w porze obiadowej wszyscy wracają do swoich domów. Dla Skandynawów obiad jest nie tylko posiłkiem, ale też czasem spędzanym w gronie najbliższych. (Zobacz więcej: Nie zapraszają znajomych dzieci do stołu. Rodzina je, kolega siedzi w pokoju. "To odpowiedzialność")

TU ZNAJDZIE SIĘ REKLAMA

Więcej o: