Jedne dzieci lepiej znoszą adaptacje w przedszkolu, inne potrzebują więcej czasu, żeby oswoić się z nowym miejscem i rozstaniem z rodzicem. Poranne pożegnania bywają trudne, dzieci przychodzą płacząc, rodzice starają się załagodzić sytuację, jednak czasem nieświadomie popełniają błędy. O jednym z nich opowiada Monika Sobkowiak, która od kilku lat pracuje w przedszkolu. Jest aktywną użytkowniczką TikToka i prowadzi tam konto, na którym publikuje nagrania z cennymi wskazówkami dla rodziców. W jednym z nich poruszyła temat porannych pożegnań rodziców z dziećmi. Jedna z matek szczególnie zapadła jej w pamięć. "Mama miała mocny argument, że to ona jest mamą i najlepiej zna swoje dziecko. Trudno podważyć taki argument, prawda? Nie mogłam się jednak zgodzić co do tego, jak się żegnać z dzieckiem w przedszkolu" - powiedziała.
"Bartuś wchodził do przedszkola, płacząc, wniebogłosy płacząc, w zasadzie lamentując. Rozstanie z rodzicem było dla niego mega trudne" - mówi na nagraniu Monika. Mama pokazywała mu zabawki, a gdy wreszcie się jakąś zainteresował, niepostrzeżenie wychodziła z placówki. "To nie jest pożegnanie. To jest wyjście z przedszkola, kiedy dziecko w ogóle tego nie zauważa. "Można powiedzieć nawet, że to ucieczka" - dodaje.
Monika wyjaśnia, że istotą adaptacji w przedszkolu jest to, żeby dziecko czuło się w nim dobrze i bezpiecznie. "Musi mieć też absolutną pewność, że rodzic wróci i odbierze dziecko z przedszkola" - mówi. "Co kierowało mamą? Ona zdawała sobie sprawę, że jeśli zwróci uwagę dziecka ponownie na siebie, to Bartuś wpadnie w panikę po raz kolejny, przylgnie do jej nogi i nie będzie chciał dopuścić do tego, aby mama wyszła z przedszkola. No to, czemu to jest lepsza opcja, jak pojawia się taka drama? Bo w tej sytuacji lepiej było mamie, a nie Bartusiowi. Mama nie musiała się mierzyć z tymi trudnymi emocjami dziecka, które źle znosiło rozstanie" - dodała.
Mama wspomnianego Bartusia zapewne spieszyła się do pracy i nie chciała przeciągać trudnego pożegnania. Wybrała więc taka kontrowersyjną metodę. Autorka nagrania opowiedziała, że gdy Bartuś odrywał się od zabawy i orientował, że mamy nie ma, a był przekonany, że jest, dopiero wtedy wpadał w histerię i trudno go było uspokoić. "To go totalnie wytrącało z poczucia bezpieczeństwa. Później nie było lepiej i pojawiały się nowe eksperymenty pożegnalne na tym młodym człowieku" - dodaje. "Tłumaczyłam, próbowałam przekonać" - dodaje, ale jej starania były na nic.