Nauczycielka postawiła jedynkę z wypracowania. Nie wiedziała, że napisał je profesor polonistyki. "Gorzka pigułka"

Każdy zapewne nie raz w swoim życiu miał wrażenie, że "belfer się na niego uwziął". Choć nierzadko są to tylko subiektywne odczucia, w przypadku licealisty z Sądecczyzny, faktycznie można mówić o nierównym traktowaniu. Dlaczego? Nawet profesorską pracę oceniła na jedynkę.

To był eksperyment. Do jednego z profesorów polonistyki zgłosili się bliscy licealisty z jednego z sądeckich liceów. Początkowo miał on pomóc i naprowadzić ucznia w przygotowaniu wypracowania. Niestety nie zostało ono docenione przez nauczycielkę języka polskiego, więc może nie do końca etycznie, ale poproszono profesora o napisanie całego wypracowania. Efekt? Ocena niedostateczna.

Zobacz wideo Marcin Józefaciuk: Nauczyciele nie tylko chcą pieniędzy, oni chcą godnych warunków pracy

Jedynka z wypracowania. Pisał je profesor polonistyki

Na portalu dts.24.pl, ukazał się jakiś czas temu bardzo ciekawy wywiad z  prof. dr. hab. Wojciechem Kudybą. Naukowiec porusza w nim bardzo ciekawą kwestię. Otóż dał się namówić na napisanie za ucznia wypracowania, tylko po to, aby sprawdzić, czy nauczycielka nazbyt surowo ocenia uczniów i zbyt często stawia oceny niedostateczne. "Nie pamiętam, kto do mnie zadzwonił, czy korepetytor, czy rodzice, ale poproszono mnie o jakieś dodatkowe wskazówki, by dziecko mogło napisać zadane do domu wypracowanie. Doradziłem najlepiej, jak umiałem, ale praca znów została oceniona na niedostateczny. Kolejny telefon to już była konkretna propozycja mojego uczestnictwa w eksperymencie" – wspomina profesor, który oczywiście zgodził się pomóc. Napisał wypracowanie, przekazał je uczniowi i czekał na wiadomości. Kilka dni później otrzymał telefon i informację, że cała praca została oceniona negatywnie – dostał pałę.

Profesor oczywiście przełknął swoją porażkę i dopytywał, skąd taka ocena, bo może polonistka doszukała się dodatkowych informacji i zauważyła, że praca była niesamodzielna. Nic bardziej mylnego. "Pani dopatrzyła się w wypracowaniu jakichś błędów, choć dziecko nie bardzo potrafiło wyjaśnić, jakich konkretnie. Podobno nauczycielka oczekiwała omówienia jeszcze jakiejś lektury, choć nie było to jasno wyrażone w temacie wypracowania" – dodał prof. Kudyba.

Czy historia miała swój finał? "Słaba ocena ucznia oznacza porażkę nauczyciela"

Cała historia wydarzyła się kilka miesięcy temu, jednak profesor – szanując prywatność ucznia, jego rodziców i nauczycielki – nie chce zdradzać szczegółów. Profesor ocenia, że ów eksperyment może być być dowodem na nadużywanie władzy przez polonistkę. "Czerpie coś w rodzaju satysfakcji z tego, że stawia taką ilość ocen niedostatecznych za każdym razem. To dziwne – mówię teraz jako nauczyciel – bo słaba ocena ucznia oznacza porażkę nauczyciela. Jeśli zdolny uczeń dostaje jedynkę, to znaczy, że nauczyciel nie potrafił przekazać mu stosownej wiedzy i stosownych umiejętności…" – zaznacza w rozmowie. "Przełknąłem gorzką pigułkę, ale sprawa nie dawała mi spokoju, bo rozumiałem tych rodziców. Sam miałem dzieci w szkole, sam przez kilkanaście lat byłem nauczycielem w szkole średniej, więc widziałem to jako większy problem, na który należy zwrócić uwagę, a ktoś stara się go zamieść pod dywan" – dodaje.

Czy zatem zostały wyciągnięte wnioski z całej tej sytuacji? O tym wiedzą już sami zainteresowani. Sama przechodziłam przez podobną sytuację. W szkole średniej miałam nauczyciela, który jak z rękawa stawiał oceny niedostateczne, mówiąc przy tym, że "na ocenę celującą zasługuje tylko sam Bóg, na ocenę bardzo dobrą – on, dobrą – tylko osoby, które zajmowały pierwsze miejsca na olimpiadach krajowych, dostateczną – finaliści szkolnych konkursów, a dopuszczającą i niedostateczną – cała reszta". Interweniowaliśmy u wychowawcy, u dyrektora, a nawet wyżej. Czy ktoś nam pomógł? Nie. Przeżyliśmy tak trzy lata i nie wspominamy tego czasu najlepiej.

Więcej o: