Jedna z mam zdobyła się na szczerość i przyznała w rozmowie z dziennikarzami jednego z angielskojęzycznych portali, że nie organizuje żadnych przyjęć urodzinowych dla swoich dzieci, bo zwyczajnie szkoda jej na to pieniędzy i własnego zdrowia, bo uganianie się za wrzeszczącą gromadką i pilnowanie, by nikt nie zrobił sobie krzywdy, nie należy do najmilszych momentów.
"Nie wyprawiam dzieciom przyjęć urodzinowych dla moich dzieci - ludzie uważają, że to okrutne, ale mnie to nie obchodzi, nie marnuję pieniędzy" – przyznała Anna Tyzac, cytowana przez angielskojęzyczny portal thesun.co.uk. Oczywiście kobieta, jak wiele innych mam, przez lata wydawała fortunę na imprezy, animatorów, jedzenie i inne atrakcje – teraz jednak się zbuntowała. "Dodatkowo trzydziestka wrzeszczących dzieci, biegających dookoła nie jest najbardziej relaksującą rzeczą. Teraz normą jest wynajęcie animatora na imprezę, wraz z dmuchanym zamkiem lub miękkim sprzętem do zabawy" - powiedziała, wspominając, jak proste, zabawne i tanie były kiedyś imprezy urodzinowe dla maluchów.
Kobieta uważa, że czasy własnoręcznego pieczenia ciasta i zapraszania kilku kolegów z klasy do ogrodu, czy domu już dawno minęły. "Teraz jest wszystko na pokaz. Im drożej, więcej i kiczowato, tym lepiej" – zauważa kobieta. Zaznaczyła również, że "pokazy balonów" i "torty na zamówienie" na przyjęciach urodzinowych maluchów są teraz czymś zupełnie normalnym, a koszty mogą szybko się sumować. Dodatkowo obecnie uważa się za dość niestosowne, a na pewno niegrzeczne niezapraszanie całej klasy dziecka, nawet jeśli przyjaźni się ono tylko z niewielką garstką dzieci. "I tu właśnie koszty rosną" - dodała.
Mama przyznała również, że w przeszłości nawet poddała się temu trendowi i "poszła na całość" na urodziny swojego malucha. Zamówiła nawet przedstawienie kukiełkowe u animatorów, ale teraz ma już dosyć tej całej nagonki. "Wydałam kiedyś fortunę na elegancką imprezę wspinaczkową na urodziny syna, ale on nawet nie cieszył się z uroczystości. Kiedy pojawił się uśmiech na jego buźce? Jak zabrałam go i kilku jego kumpli na pizzę. To właśnie w tym małym lokalu, bez tortu, ale w gronie najbliższych – bawił się najlepiej" – przyznała.
Mama, która zdecydowała się na dość szczere wyznanie, przyznała, że chociaż nie organizuje już dużych i wystawnych urodzin dla swoich dzieci, nie oznacza, że tego dnia nie świętuje. Wręcz przeciwnie, jednak jest to bardziej na luzie i ze spokojem, a co najważniejsze – bez wydawania ogromnej sumy pieniędzy. W rzeczywistości, na 10. urodziny swojego drugiego syna, Anna postawiła na prostotę i zafundowała mu lunch z dziadkami, a następnie zabawy w basenie.
Mama wyjaśniła, że jej najstarsze dzieci skończyły już z hucznymi obchodami urodzin, co bardzo ją ucieszyło. Nie jest tak jednak w przypadku jej najmłodszego dziecka, które wciąż jest zapraszane na imprezy organizowane przez jego kolegów z klasy, ale jak sama zaznacza, maluch nie chodzi na wystawne przyjęcia do kogoś, kogo nie lubi. "Pojawia się tylko tam, gdzie świętują jego bliscy przyjaciele" – dodała.