Dzieci marzą, by go mieć. Dla nich jest niczym Thermomix na kółkach, a rodzice chętnie płacą. "Liczy się jakość"

Szkoły, podwórka, place zabaw i inne miejsca, gdzie przebywają dzieci - opanowała nowa moda. Chodzi oczywiście o rowery dla maluchów, ale nie takie zwykłe, kupione na bazarze, czy w sklepie sportowym. To towar z najwyższej półki, za który nie mało trzeba zapłacić. Jednak czy za ceną idzie jakość? I skąd ten fenomen się wziął?

Rower woom to jeden z bardziej pożądanych przez dzieci gadżetów. Wielu z nich marzy, by go mieć, jednak nie wszyscy mogą sobie na niego pozwolić. Dlaczego? Ze względu na cenę. Kwota 2 – 2,5 tysiąca złotych dla wielu rodziców jest zaporowa. I chociaż austriacka firma woombikes znana jest wśród marek rowerów dziecięcych na całym świecie, a ich sprzęty są pożądane przez większość maluchów, ale czy cena jest proporcjonalna do jakości? Bo dziś Woom to nie zwykły bicykl. "Ważą tyle, co nic i kosztują tyle, co złoto" - komentują rodzice w rozmowie z dziennikarzem "Gazety Wyborczej".

Zobacz wideo Patrycja Sołtysik została mamą dzięki in vitro. Dziś mówi: "Mam aż jedno dziecko"

Rower dla dziecka. Skąd się wziął jego fenomen?

Słyszeliście o rowerach woom? To sprzęt dedykowany zarówno maluchom, nieco starszym dzieciom, ale i dorośli znajdą coś dla siebie. Ich cecha charakterystyczną jest nie tylko ładny design, zwrotność, czy wygoda w użytkowaniu, ale przede wszystkim waga, co przy małym dziecku, który dopiero co poznaje tajniki rowerowego świata – ma znaczenie. "Teraz liczy się przede wszystkim jakość" - mówi Karol Popławski, właściciel sklepów pod marką WygodnyRower.pl, cytowany przez "Gazetę Wyborczą".

Wad trudno się doszukiwać, chyba że weźmiemy pod uwagę jego cenę. Za jedną z podstawowych wersji na stronie producenta w kategorii dla dziecka trzyletniego, za taki rower przyjdzie nam zapłacić ok. 2 tysiące złotych. Nie wszystkich na to stać, ale okazuje się, że presja społeczna jest tak duża, że niektórzy odkładają na niego miesiącami, bądź biorą pożyczki – by go dziecku kupić. "To glejt przynależności do klasy średniej. Taki Thermomix na dwóch kółkach" – zauważa dziennikarz "Gazety Wyborczej". "Mamy dzieci w prywatnym przedszkolu i żłobku i czujemy się jak ostatnie dziady z naszym starszym wózkiem, bo wszystkie dzieci przyjeżdżają obowiązkowo na woomach" – zaznaczają jego rozmówcy.

I faktycznie coś w tym jest, bo jako mama sama widzę ogromne zainteresowanie tymi rowerkami. Spotykam je na naszym osiedlu, na placu zabaw, pod żłobkiem, czy pobliskim przedszkolem. Na grupach w mediach społecznościowych również są polecane, jako te najlepsze i odpowiednie dla malucha, który uczy się równowagi (rower biegowy), czy już samej jazdy (rower dla starszaka z pedałami). Mój syn na szczęście jest jeszcze za mały, by czuć pojawiającą się presję otoczenia, co do posiadania modnego i popularnego sprzętu. Ma rower biegowy. Kupiliśmy mu go na święta, jeździ nim bardzo chętnie i kosztował tak naprawdę 1/10 kwoty owego wooma.

Nawet wnuczka premiera jeździ na woomie

Na kupno roweru woom dla dziecka decyduje się coraz większe grono rodziców. Chcą, by ich maluch korzystał z dobrej jakości sprzętu, był bezpieczny, zwinny i lekki. Na jego zakup zdecydowała się także córka Donalda Tuska, a zdradza to jedno ze zdjęć udostępnionych przez samego premiera. Dumny dziadek zabrał swoje wnuczki na wiosenny spacer. Młodsza jedzie na hulajnodze (popularny wśród maluchów jeździk 2 w 1 Scoot & Ride), a starsza porusza się właśnie na woomie.

 
Więcej o: