"Syn płakał, że koledzy go biją". Prawda była znacznie gorsza. Zobaczył to na własne oczy

"Antek jest bardzo podobny do mnie. Nie tylko jeśli chodzi o wygląd, ale i charakter. Z tym że ja nie chodziłem do przedszkola. Za to od zerówki do 8 klasy miałem w szkole mocno pod górkę. Byłem bity i poniżany przez inne dzieci. Nauczyciele mną gardzili" - zwierza się tata Antka i nie ukrywa, że bardzo się boi, jeśli spełni się gorszy scenariusz.

Robert jest 40-letnim tatą. Wspólnie z żoną Małgosią wychowują synka. Antoś jest jedynakiem, a rodzice robią wszystko, by zapewnić mu jak najlepsze dzieciństwo, jak najpiękniejsze wspomnienia i jak najmniej problemów, stresu i zmartwień. Niestety, wszystko zaczęło się zmieniać, od kiedy chłopiec poszedł do przedszkola. Jego zachowanie skłoniło nauczycielkę chłopca, by porozmawiała z jego rodzicami i zasugerowała zrobienie diagnozy w kierunku spektrum autyzmu. 

Nauczycielka była pewna, że chłopiec jest w spektrum autyzmu. Nie kryła zaskoczenia, gdy okazało się, że była w błędzie

Rodzice zrobili diagnozę, ale ta nic nie wykazała. Nauczycielka nie kryła zdumienia - była pewna, że za zachowaniem Antka kryje się właśnie taka przyczyna. Zasugerowano rodzicom, by popracować nad umiejętnościami komunikacyjnymi chłopca, wobec tego zapisali go na trening umiejętności społecznych. TUS nieco pomógł, ale główny problem pozostał nadal:

Antek nie znosi przebywać w dużej grupie dzieci. Nie chce chodzić na urodziny. Podczas spotkań z naszymi znajomymi, którzy mają dzieci, wszystko jest w porządku, dopóki dzieci jest nie więcej niż troje (razem z Antkiem). W jego klasie jest 26 dzieci, więc niemal od razu zaczęły się problemy

- wspomina tata. 

Zobacz wideo Koniec prac domowych – ciąg dalszy kontrowersji. Analizujemy w "Co to będzie"

Nauczycielki wydawały się kompetentnymi osobami. Tata chłopca mimo wszystko postanowił zrealizować swój plan

Chłopiec w ogóle nie chciał chodzić do szkoły. Prawie codziennie opowiadał rodzicom z płaczem, że koledzy mu wszystko zabierają, biją go, szturchają. Gdy mówił wszystko Pani, ona miała udawać, że o niczym nie wie. Robert przyznał, że gdy to usłyszał po raz pierwszy, uciekł do łazienki, bo nie chciał płakać przy swoim dziecku - tak samo zaczynał się jego koszmar, gdy rozpoczynał zerówkę. Żona postanowiła umówić się z wychowawczynią na rozmowę, jednak ta zapewniała, że chłopiec ma ogromną wyobraźnię, jest wrażliwy, ale nie zaobserwowała nigdy, żeby koledzy lub koleżanki znęcali się nad nim. Dzieci często wychodziły na szkolny prac zabaw. Tata postanowił zakraść się i na własne oczy przekonać, co rzeczywiście się dzieje. I zobaczył. 

Antek siedział z boku, a jeden chłopiec podbiegł do niego i klepnął go delikatnie w plecy, krzycząc 'Berek!'. A syn w drodze powrotnej opowiadał, że chwilę przedtem jego 'wróg' uderzył go w plecy... Już wiedziałem, że Antoś jest przewrażliwiony, traktuje wszystkich jak wrogów, jest przekonany, że chcą go zniszczyć.

Robert odkąd pamięta czuł, że wszyscy rówieśnicy są jego wrogami. Nikt nie wiedział, jak mu pomóc, a on każdą formę zabawy traktował jak atak na siebie. Był tak bardzo przewrażliwiony, że nie potrafił słuchać nikogo. Nie docierały do niego żadne argumenty. Dzisiaj tak samo martwi się o swojego syna. Teraz jeszcze dzieci chcą się z nim bawić, zagadują i zaczepiają go, ale co zrobi, gdy zaczną go odsuwać na bok, wyśmiewać i gnębić. Pracuje nad tym, by syn otrząsnął się z tego, ale nie ma pojęcia, co robić, gdy spełni się ten gorszy scenariusz...

Więcej o: