Uwielbiam podróżować, chętnie odwiedzam zarówno polskie miasta, małe wsie, jak i zagraniczne kurorty. Nie wyobrażam sobie wakacji bez wypadu pod namioty, aczkolwiek dobrym hotelem i opcją all inclusive też nie pogardzę.
Podczas tych podróży zauważyłam jednak, że swoich rodaków często rozpoznam na kilometr. I niestety nie jest to powód do radości. Wielu z nich zachowuje się dramatycznie.
Ostatnio poleciliśmy z rodziną do Egiptu: ja, mąż, nasza pięcioletnia córka i trzyletni syn. Byli z nami znajomi, również ze swoimi pociechami w podobnym wieku. Już w samolocie miałam dość niektórych Polaków, którzy zachowywali się, jakby wypuszczono ich z klatki. Pili na umór alkohol kupiony w sklepie bezcłowym, a ich dzieci biegały po samolocie, rozwalały chipsy i ogólnie robiły mnóstwo zamieszania. Aż żal było mi tych stewardess, które co chwile prosiły, by usiedli na swoje miejsca i zapieli pasy. Naprawdę uważam, że mają bardzo ciężką pracę i muszą mieć anielską cierpliwość do takich pasażerów.
Po przylocie na miejsce (a był to późny wieczór), pierwsze pytanie niektórych Polaków brzmiało: "do której czynny jest bar", aczkolwiek trzeba było się dobrze wsłuchać, by zrozumieć, o co im chodzi. Bo bełkotali, że aż wstyd. A wokół nich skaczące dzieci, które zmęczone chciały się położyć. No ale jak się położyć, jak do północy leją się drinki. Momentami można odnieść wrażenie, że występujesz w "Pamiętnikach z wakacji", a nie jesteś na prawdziwym wyjeździe.
Po kolacji rozpoczynają się animacje, na scenie od razu można poznać małych rodaków - kompletnie się nikogo nie słuchają i skaczą, jak chcą, przeszkadzając animatorom. A rodzice? Niektórzy ledwo na oczy widzą, ale wykrzykują zachwyceni, że ich pociechy tak wspaniale tańczą itp. Żeby nie było - nie wszyscy tacy są. Ale znajdą się 2-3 takie rodziny, które potem przyklejają Polakom łatkę, której lepiej byłoby nie mieć i którą ciężko odkleić.
Hotel, w którym mieszkaliśmy, był spory, bardzo ładnie urządzony, codziennie sprzątany. Pracownicy przemili. Pierwszej nocy o czwartej nad ranem ktoś zaczął ciągać klamkę. Po usłyszeniu kilku siarczystych przekleństw, nie miałam wątpliwości, z jakiego kraju jest gość, który oczywiście nie potrafił wrócić do swojego pokoju. Mąż wyszedł, chwilę pogadał i pokazał gościowi, gdzie powinien się udać. Nie to piętro, a nawet nie to skrzydło hotelu.
Dzieci tych "imprezujących rodziców", chyba patrząc na dorosłych, wychodziły z założenia, że im także wszystko wolno. Wciskały się w kolejki w restauracji, przy barach czy przy zjeżdżalniach, skakały do basenu, nie patrząc, czy ktoś w nim jest i nie wlecą komuś na głowę. Ratownik ciągle kręcił głową i starał się im wyjaśnić, jak korzystać bezpiecznie z dostępnych atrakcji, jednak na niewiele to się zdało. A rodzice? Udawali, że nie widzą, jakby przyjechali na wakacje od dzieci, a nie z dziećmi.
W hotelu były dzieciaki z różnych krajów: Czech, Niemiec, Włoch. I przykro jest przyznać, że żadne nie zachowywały się jak te polskie, które przyjechały z imprezującymi rodzicami. Kolejny przykład niewłaściwego zachowania - stołówka. Normalne jest, że pociecha jest obok rodzica, nakładają sobie wybrane dania na talerz i wspólnie udają się do stolika. W tym przypadku było jednak inaczej - dzieciaki biegały (wielokrotnie na kogoś wpadając lub potrącając) i nakładały górę jedzenia, które oczywiście zostawało, bo nikt nie byłby w stanie tego zjeść. Długo będzie mi przechodził po plecach dreszcz wstydu, jak widziałam innych gości hotelowych, którzy patrzyli na to marnowanie jedzenia.
I fakt, większość polskich rodzin jest w porządku, zachowują się, jak należy i nie uprzykrzają życia innym wypoczywającym. Niestety (może to mój niefart?) ja zawsze spotykam na wyjazdach przynajmniej kilka polskich rodzin, którym mam wrażenie, puszczają wszelkie hamulce i zapominają o wszystkim - dzieciach, kulturze itp. Mam nawet znajomych, którzy jak widzą w opiniach, że do hotelu jedzie dużo Polaków, to szukają innego. Właśnie z tego powodu, by uniknąć, jak to sami mówią "wstydu, że są z tego samego kraju, co ci, którzy od rana sterczą przy barze i denerwują wszystkich wokół". Niestety, mimo że tzw. "imprezowicze" bez wątpienia należą do mniejszości, to bardzo psują nam - Polakom opinię na zagranicznych wypadach.