Współczesne kobiety często biorą na swoje barki mnóstwo obowiązków. Oprócz zajmowania się domem w wielu przypadkach realizują się też zawodowo. A pogodzenie życia prywatnego z robieniem kariery nie jest łatwe. Szczególnie jeśli nie ma się wsparcia partnera.
Narodziny dziecka wiele zmieniają w życiu rodziny. Czasem okazuje się, że rodzicielstwo, o którym marzyło się przez wiele lat, wcale nie jest takie "piękne i słodkie, jak w reklamach".
Napisała do nas 32-letnia Milena. Kobieta pół roku temu urodziła Zosię. Przyznaje, że odwlekała ciążę, ponieważ chciała skończyć studia i realizować się w pracy.
Chciałam najpierw, jak to się mówi "coś osiągnąć". Pracuję w dużej firmie farmaceutycznej, dobrze zarabiam. Mąż jest finansistą. Gdy osiągnęliśmy już stabilizację finansową, stwierdziliśmy, że możemy zacząć myśleć o powiększeniu rodziny. I trzeba przyznać, że nie czekaliśmy długo, po trzech miesiącach okazało się, że jestem w ciąży
- opowiada Milena. Kobieta była przeszczęśliwa, chociaż nie zawsze czuła się zbyt dobrze. Dlatego w połowie ciąży postanowiła iść na zwolnienie. - Przez kilka miesięcy siedziałam w domu, w sumie mąż mnie do tego namówił. I przyznam, że strasznie się nudziłam. Urządziłam pokoik i gotowałam przeróżne wymyślne potrawy. Dotychczas często jadaliśmy na mieście, albo zamawialiśmy pudełka, jednak skoro siedziałam w domu, to postanowiłam podszkolić się z gotowania - relacjonuje kobieta.
Córeczka Mileny urodziła się w terminie, poród przebiegł bez komplikacji. Kobieta i jej mąż byli zachwyceni nową rolą.
Chyba źle do tego wszystkiego podchodziliśmy. Uważaliśmy, że będzie tak, jak w naszych pracach, jeśli będziemy się starać, to wszystko będzie chodzić jak w zegarku. Znajomi często się znacząco uśmiechali, jak mówiliśmy, że chcemy usypiać małą o godz. 19.00, żeby wieczory mieć dla siebie, albo że nie pozwolimy, by spała z nami, ponieważ to wpłynie na naszą intymność
- opowiada nasza czytelniczka. Przyznaje, że dzisiaj wstydzi się "na samą myśl o tym, co opowiadała i jaką wizję rodzicielstwa snuła".
Milena po porodzie nie czuła się zbyt dobrze. Przez pierwsze dwa tygodnie mogła liczyć na wsparcie męża, później musiała zacząć radzić sobie sama. Okazało się, że nic nie pokrywa się z tym, co zakładała.
Lubiłam mieć wszystko zaplanowane, nie przepadam za niespodziankami, mój mąż też nie. Okazuje się, że dziecka, a dokładnie jego zachowań, nie da się przewidzieć. Także w moim przypadku rzeczywistość okazała się brutalna. Córka jest niesamowicie absorbująca, płaczliwa, najchętniej dzień i noc spałaby na moich rękach, z przerwami na jedzenie
- relacjonuje kobieta. Opowiada, że "skończyły się piękne stroje, które zastąpiły zwykłe dresy", nie ma też czasu ugotować. - Pięciominutowy prysznic stał się jakimś luksusem. Wyglądam strasznie, wstydzę się iść na spacer. Odrost do połowy włosów, które wyglądają jak siano, zero makijażu, jakieś dresy. No i skończyło się gotowanie, zazwyczaj zjadam kanapkę w biegu, sukcesem jest nastawienie zupy - napisała.
Mąż naszej czytelniczki wrócił do swojego rytmu i uważa, że chaos, który wkradł się do ich domu to nie wina dziecka, ale... "źle zorganizowanej żony". Ma pretensje do niej, że o siebie nie dba, uważa, że to ona zepsuła dziecko, bo źle je wychowuje.
Ostatnio mąż zarzucił mi, że ma dość takiego życia, że nawet obiadu mu nie podaję, chociaż cały dzień w domu siedzę. Nawrzucał mi, że z ambitnej dziewczyny zrobiłam się zwykłą kuchtą, która z podstawowymi sprawami sobie nie radzi. Nie wiedziałam, co powiedzieć, broniłam się, że jestem skonana, że mała ciągle płacze i wymaga mojej obecności. Zaczęłam płakać, że chyba faktycznie nie nadaję się ani na żonę, ani na matkę. Najgorsze jest, że on nawet nie zaprzeczył
- opowiada załamana kobieta. Przyznaje, że brakuje jej już sił, boi się, że mąż ją zostawi. - Czuję się beznadziejnie, zaczęłam się zastanawiać, że może faktycznie tylko ja nie umiem tego wszystkiego ogarnąć, przecież większość kobiet jest matkami i jakoś sobie radzą, a ja nie umiem - dodaje. Milena zastanawia się, czy nie poprosić mamy i teściowej o pomoc. Jak przyznaje, one się nie zgłaszają, bo przed porodem uprzedziła je, że "sama będzie się opiekować dzieckiem i zajmować swoją rodziną". Teraz jest jej wstyd, nie wie, co ma robić.