"Całkowicie zdrowa" dziewczynka zmarła kilka tygodni po porodzie. Zrozpaczona mama apeluje

W pierwszych dniach życia dziewczynka była bardzo pogodna i spokojna. Wszystko zmieniło się w 5. tygodniu jej życia. Zaczął się płacz, problemy z jedzeniem i charakterystyczne chrząkanie. Jeszcze wtedy nikt nie wiedział, że popularna bakteria czyniła spustoszenie w jej małym organizmie.

Wystarczyło by któryś z lekarzy zaproponował kobiecie zrobienie testu. Nie kosztował wiele, ale uratowałby życie jej nowo narodzonej córeczki. Paciorkowiec, którym zaraziła się dziewczynka, to najczęstsza i zwykle nieszkodliwa bakteria odpowiedzialna za większość wczesnych zakażeń dotykających noworodki. Tym trudniej Natalie i James'owi żyć ze świadomością, że ich córeczki nie udało się uratować.

Dziewczynka była pogodna i spokojna. 5 tygodni po porodzie jej zachowanie zupełnie uległo zmianie 

Quin urodziła się "całkowicie zdrowa". Była bardzo pogodnym i grzecznym dzieckiem. "W przeciwieństwie do jej niegrzecznego starszego brata Coopera" - mówi mama. 5 tygodni po porodzie Natalie zauważyła, że zachowanie jej córeczki uległo zmianie. "Nagle zaczęła dużo płakać i miała problemy z prawidłowym przyjmowaniem jedzenia. Następnie dziecko zaczęło chrapać w nocy, a w ciągu dnia często 'chrząkało' podczas prób karmienia" - cytuje Natalie portal The Sun. Objawy były bardzo podobne do tych, które występują podczas przeziębienia. Tak też założyli rodzice dziewczynki. Potem dziewczynka zupełnie przestała jeść, a rodzice zaczęli szukać pomocy u specjalistów.

Zobacz wideo Noworodek krztusi się i dławi. Jak mu pomóc? Położna przypomina zasady pierwszej pomocy

Wystarczyło zrobić jedno badanie przed porodem. Prawdopodobnie dziewczynka mogła przeżyć

Rodzice udali się najpierw do szpitala w West Suffolk. Lekarze zauważyli, że dziewczynka miała bardzo wysokie tętno i bladą skórę. Początkowo zakładano, że musiała przechodzić infekcję. Jej stan gwałtownie pogorszył się następnego dnia. Tętno było jeszcze wyższe, a poziom tlenu spadał. Quin została podłączona do respiratora, a następnie przewieziona do kolejnego szpitala. Dopiero bardziej szczegółowe badania wykazały, że w trakcie porodu dziewczynka została zakażona paciorkowcem z grupy B. Spustoszył jej ciało i przylgnął do serca. Mijały tygodnie, lekarze walczyli, ale stan dziewczynki wciąż się pogarszał. Zdaniem lekarzy Quin była za mała na przeszczep serca, który mógłby uratować jej życie. Dwa miesiące po narodzinach rodzice podjęli najtrudniejszą decyzję w swoim życiu - zdecydowali o odłączeniu córeczki od aparatury podtrzymującej życie.

Gdy dziewczynka przebywała w szpitalu, wielu lekarzy przychodziło zdumionych do Natalie i dopytywało czy na pewno nie miała robionego badania GBS w czasie ciąży. Niestety nikt nawet nie powiedział kobiecie, że coś takiego istnieje. Choć w wielu krajach na świecie takie badanie wykonuje się obowiązkowo kilka tygodni przed porodem, w Wielkiej Brytanii nie jest to powszechne. Takie badania kosztują około 15 funtów (75 zł) i mogły uratować życie Quin. Natalie nigdy w życiu nie słyszała o takiej chorobie. Od kiedy straciła swoje dziecko, robi wszystko co w jej mocy, by nagłośnić problem i zwiększyć świadomość zagrożenia wśród rodziców oczekujących na dziecko. 

Więcej o: