• Link został skopiowany

Lekarze powiedzieli kobiecie, że pomyliła wody płodowe z własnym moczem. Dziecko zmarło

Ból po stracie dziecka jest niewyobrażalny, tym bardziej jeśli miało się złe przeczucia, a lekarze mimo wszystko zapewniali, że nie ma się czym martwić. Szpital wyraził kondolencje, jednak oświadczył, że nie przyjmuje odpowiedzialności za to, co się wydarzyło.
Odeszły jej wody, lekarze odesłali ją do domu. W wyniku błędnej diagnozy noworodek zmarł (zdjęcie ilustracyjne)
pexels.com/ ryutaro tsukata

Rebecca i jej mąż David oczekiwali na swoje pierwsze dziecko. Kobieta miała już za sobą ponad połowę ciąży, wiedzieli, że za kilkanaście tygodni na świat przyjdzie ich pierwszy syn. Mieli już nawet wybrane imiona - Charlie Jay. Niestety w 26. tygodniu ciąży kobieta udała się do szpitala. Zgłosiła, że odeszły jej wody i czuje duży ból w prawej części ciała. Nie spodziewała się, jak źle potoczą się losy jej dziecka od tamtej pory. 

Lekarze powiedzieli kobiecie, że pomyliła wody płodowe z własnym moczem i odesłali ją do domu

Mieszkanka Wielkiej Brytanii zgłosiła się do szpitala w 26. tygodniu ciąży. Lekarze przyjęli kobietę, przeprowadzili wywiad i zrobili kilka badań, a potem kazali wrócić do domu. Zasugerowano kobiecie, że to żadne wody płodowe, a jej własny mocz. Kobieta czuła, że coś jest nie tak, tłumaczyła również, że czuje silny ból z prawej strony ciała. Usłyszała, że to dlatego, że dziecko uciska na nerw. Zalecono, by wróciła do domu i wróciła do szpitala ponownie za dwa tygodnie, wtedy mieli przeprowadzić kolejne badania kontrolne. Ból nie mijał, coś podpowiadało kobiecie, że nie wszystko jest w porządku. Wytrzymała tydzień, po tym czasie poszła do innego szpitala, by sprawdzić co dzieje się z dzieckiem.

Zobacz wideo Przedwczesny poród, infekcja u matki, dziecko na OIOM-ie, a do tego COVID. Poruszająca historia w "Mamy czas"

Tej tragedii można było uniknąć. Rebecca i David stracili swoje pierwsze i zarazem ostatnie dziecko

W drugim szpitalu lekarze poinformowali kobietę, że tydzień wcześniej faktycznie odeszły jej wody. W wyniku tego zdarzenia, w jej organizmie rozwinęła się infekcja. Na drugi dzień po tym jak kobieta stawiła się w szpitalu, urodził się jej synek Charlie-Jay. Niestety od razu trafił na oddział neonatologiczny z podejrzeniem sepsy, miał także problemy oddechowe. Zmarł następnego dnia. Choć to wydarzyło się w 2029 roku, rodzice wciąż mierzą się z niewyobrażalną tragedią. Chcieli, by lekarze, którzy zbagatelizowali problem ponieśli konsekwencje. Zatrudnili najlepszych prawników specjalizujących w błędach medycznych. Zaznaczyli, że właściwe diagnozowanie i leczenie mogło zmniejszyć ryzyko infekcji i poprawić szanse na przeżycie Charliego-Jaya.

Szpital ostatecznie przyznał, że gdyby wykonano dokładniejsze badania, prawdopodobnie można było uniknąć tragedii. Wyraził najszczersze kondolencje, ale nie wziął odpowiedzialności za śmierć dziecka. Rebecca na łamach serwisu metro.co.uk apeluje nie tylko do personelu medycznego, aby przestać bagatelizować podobne objawy u ciężarnych, ale i do samych kobiet oczekujących na narodziny swoich dzieci, by nie bały się zadawać pytań, a jeśli trzeba będzie, by konsultowały swoje obawy z więcej niż jednym lekarzem.

Więcej o: