Duża i liczna rodzina to dla Sue i Noela Radford coś normalnego. Są oni przecież rodzicami 22 pociech, które jak się okazuję, powoli dorastają i wyfruwają z rodzinnego gniazda. "Kiedy pierwsze dzieci zaczęły się wyprowadzać, było mi bardzo ciężko i dziwnie bez nich. Wraz z mężem rozważamy adopcję" - powiedziała Sue w rozmowie z portalem mirror.co.uk. Pustka w domu robi się coraz większa, dlatego oboje zaczynają myśleć nad kolejnym dzieckiem. Jednak z racji ich stanu zdrowia i wieku - rozważają adopcję malucha. Czy im się to uda?
Sue Radford pierwsze dziecko urodziła, gdy miała zaledwie 14 lat (jej mąż 17). Dziś jednak jest mamą aż 22 dzieci, co czyni ją jedną z najsłynniejszych mam w Wielkiej Brytanii. I chociaż zgodnie przyznają, ze jako młodzi rodzice myśli jedynie o maksymalnie trójce pociech, to cieszą się, że los obdarzył ich tak licznym potomstwem.
I chociaż specjalnie dla nich przeprowadzili się do większego domu i rozkręcili rodzinny biznes, aby mogli się utrzymać, to dzieci dorastają i powoli większość z nich opuści rodzinny dom. To oczywiście nie jest perspektywa, która ich cieszy, bo większość swojego życia spędzili z dziećmi i trudno jest im się z nimi rozstać. "Uwielbiamy otaczać się dziećmi, dlatego bardzo chciałabym adoptować kolejne. Na pewno o tym pomyślimy" - zdradziła 46-latka w rozmowie z brytyjskimi mediami. "Wiem, że na pewno ten dzień nastąpi. Nie można powstrzymywać swoich dzieci, kiedy je kochasz, musisz pozwolić im spełniać swoje marzenia" - dodała.
Czy tak się stanie? Czy rodzina Radford znów się powiększy, aby wypełnić lukę po tych, które rodzinne gniazdko już opuściły? Wszystko jest możliwe i jak się okazuje, Sue i Noel rozważają i taką opcję.
Rodzina Radford z Wielkiej Brytanii dała się poznać, głównie za sprawą reality show, które rejestrowało ich codzienne życie. Chodzi oczywiście o program telewizyjny "21 Kids and Counting", w którym wystąpili. Mało tego, obecni są również w mediach społecznościowych, gdzie chętnie pokazują i mówią, jak wygląda życie z 22 dzieci na pokładzie. Czy jest łatwo? Absolutnie nie, ale tu każdy ma swoje zadanie i każdy wie, co ma robić. Nudy nie ma, jest z pewnością dużo pracy, ale też miłości i wzajemnej opieki oraz troski.
"Wstaję o 7:00 rano, aby rozpocząć operację wojskową, czyli śniadanie (...). Jedne dzieci chcą owsiankę, inne płatki, a reszta tosty. Dlatego każemy im robić jedzenie w określonej kolejności, starsi idą na górę, aby się przygotować, a ja pomagam młodszym" - napisała Sue w jednym ze swoich instagramowych postów.