Przy dzieciach między 1. a 3. rokiem życiem trzeba mieć oczy dookoła głowy. Są ciekawskie, eksplorują przestrzenie we własnym domu i nie tylko, starają się wszędzie wcisnąć i wszystko - zwłaszcza co zakazane, dostać w swoje rączki. To niezwykle trudny czas dla rodziców, ponieważ ciągła uwaga, którą poświęcają dziecku jest męcząca. W dodatku wystarczy chwila, zaledwie ułamki sekund nieuwagi, a może dojść do poważnych tragedii. Przykład Billy'ego Millera bardzo dosadnie to pokazuje.
To był zwykły dzień, rok 2021, a Billy miał wówczas 14 miesięcy. Debbie, jego mama, również była w tym czasie w domu i przygotowywała się do wyjścia prostując sobie włosy. Cały czas miała na oku swojego syna, jak wspomina odwróciła się dosłownie "na ułamek sekundy" i to wtedy maluch złapał rozgrzaną prostownicę w swoje ręce. Widok, jaki wtedy zastała do dzisiaj ją prześladuje. Maluch złapał tę prostownicę i nie wydał przy tym ani jednego dźwięku. Po prostu tak stał z szeroko otwartymi oczami.
Nigdy nie czułam takiej paniki i strachu. Jako rodzic pragnęłam tylko dwóch rzeczy: po pierwsze, żeby prostownica była poza jego zasięgiem, żeby to w ogóle się nie wydarzyło, a po drugie, żeby nigdy się to nie zdarzyło jakiemukolwiek innemu dziecku.
- cytuje kobietę serwis Mirror.
Potrzebna była natychmiastowa pomoc. Prawa ręka chłopca pokryta była pęcherzami. Jeszcze wtedy nikt nie wiedział, że leczenie potrwa wiele miesięcy, a Billy będzie potrzebował przeszczepu skóry.
Kobieta w tamtej chwili zadziałała od razu. Chwyciła synka i zanurzyła jego rękę w zimnej wodzie. Chłopiec płakał coraz bardziej, nie widać było żadnej poprawy. Udała się więc do szpitala, ale lekarze nie mieli dobrych wieści. Poparzenie było tak głębokie, że kobieta musiała przewieźć synka do specjalistycznego oddziału. Na miejscu okazało się, że Billy będzie potrzebował przeszczepu skóry. Po długotrwałym leczeniu, które trwało 18 miesięcy, lekarze pozwolili chłopcu opuścić szpital i wrócić do domu. Blizny prawdopodobnie zostaną już na zawsze. Zalecane jest również, aby rodzice przez cały rok, bez wyjątku, smarowali dłoń chłopca kremem przeciwsłonecznym z najwyższym faktorem. Choć kobieta ma wciąż wyrzuty sumienia, chciałaby żeby o jej historii dowiedziało się jak najwięcej rodziców. Pragnie uświadamiać, co może się wydarzyć, gdy niebezpieczne urządzenia znajdą się zbyt blisko dziecka. Apeluje, by rodzice nie bagatelizowali tego. Zapewnia, że nie chcą przeżywać tego samego, co ona.