Dzieci, a szczególnie te najmłodsze muszą być pod ciągła opieką osoby dorosłej i nie bez powodu. Jeśli chodzi o maluchy, to naprawdę łatwo o tragiczny w skutkach wypadek. Tak było w przypadku 14-miesięcznego Billy'ego Millera, który uległ poważnym poparzeniom w marcu 2021 roku. Leczenie trwało bardzo długo i skończyło się niedawno, a ze skutkami wypadku chłopiec będzie zmagał się jeszcze dłużej. Dlatego jego mama teraz apeluje do innych rodziców o większą ostrożność, aby żadne dziecko nie musiało tak cierpieć.
Jak podaje serwis The Mirror.co.uk, Debbie jest matką czworga dzieci i mieszka z nimi w miejscowości Barton w Wielkiej Brytanii. Feralnego dnia kobieta układała sobie włosy, a wówczas 14-miesięczny Billy bawił się tuż obok. W pewnym momencie Debbie odwróciła się na chwilę, a wtedy maluch chwycił rozgrzaną prostownicę. Nie wydał przy tym żadnego dźwięku, więc matka nic nie zauważyła, dopóki nie spojrzała na dziecko. - W tym momencie dotarło do mnie, co się stało, a Billy zaczął płakać. Nigdy nie byłam tak przerażona - powiedziała w wywiadzie. Dodała też, że natychmiast zabrała dziecku urządzenie, po czym włożyła poparzoną rączkę malucha pod zimną wodę. Niezwłocznie zabrała go też do szpitala.
Mały Billy miał poparzenia trzeciego stopnia, przez co trafił na specjalistyczny oddział leczenia oparzeń na 18 miesięcy. Jednak samo leczenie trwało o wiele dłużej i oficjalne zakończyło się dopiero w listopadzie 2023 roku. Mimo to chłopiec jeszcze długo będzie miał blizny po bolesnym wypadku, a do tego będzie musiał przez cały rok nakładać na ręce krem przeciwsłoneczny o faktorze 50. Dlatego Debbie prosi rodziców o jak największą ostrożność, aby już żadne dziecko nie musiało przez to przechodzić. Powagę jej słowom dodaje fakt, że w ostatnio liczba oparzeń dzieci spowodowanych prostownicą do w³osów wzrosła o 20 procent, jak wynika ze statystyk organizacji charytatywnej Children’s Burns Trust.