• Link został skopiowany

Pierwsze dziecko ochrzczą, przy drugim wymiękają. "Chrzest nie dowód, nie każdy musi go mieć"

Rośnie liczba nieochrzczonych dzieci w Polsce. O ile jeszcze kilka lat temu przyjęcie chrztu świętego jawiło się w naszym kraju jako uroczystość równie powszechna co urodziny, dziś obserwujemy trend wyraźnie odwrotny. - Kościół nie jest mi bliski i dopiero przy kolejnym dziecku mam odwagę to przyznać - mówi nasza czytelniczka.
Pierwsze dziecko ochrzczą, przy drugim wymiękają. 'Chrzest nie dowód, nie każdy musi mieć'
Shutterstock/mind_photo

"To kiedy chrzciny?" - to pytanie, które większości polskich domów nie budzi sensacji. Przynajmniej do niedawna. Za naturalną kolej rzeczy uznaje się, że skoro urodziło się dziecko, to chrzciny też będą. Nawet jeśli rodzice nie brali ślubu kościelnego. "Przecież lepiej ochrzcić na zapas, a dziecko sobie potem samo zdecyduje, czy chce wierzyć, czy nie" - zwykło wielu powtarzać.  

Zobacz wideo Czy młodzi przyjmują księdza? "Bałam się"

Chrzest ze względów praktycznych

Chrzest dorosłych to przecież same problemy. Żmudny proces przygotowania duchowego, spotkania z wiernymi, duchownymi, odkrywanie własnej tożsamości religijnej itd. A z dzieckiem? "Chlup i po sprawie". Za dziecko decydują rodzice. Podpisują dokumenty, płacą "co łaska" i gotowe. Ma czystą kartę w Kościele katolickim. W przyszłości może podejść do kolejnych sakramentów, dostać drona na komunię, wziąć ślub w zabytkowym kościele.

To oczywiście tylko uproszczenie, jednak niestety w wielu przypadkach właśnie takie przesłanki przyświecają rodzicom. Nie wiara i poczucie wspólnoty, lecz "względy praktyczne" - jak to określiła 36-letnia Daria. 

Moich rodziców chyba nigdy w życiu w niedzielę w kościele nie widziałam. Ale mnie ochrzcili i do komunii posłali. Do bierzmowania też przekonali: Żebym nie miała problemów ze ślubem kościelnym "Córuś, względy praktyczne" - mówili. Z ich perspektywy to była "inwestycja w przyszłość". Wiara czy niewiara była kwestią drugorzędną. Byle mi nie zamknąć drogi do uczestniczenia w typowo polskich uroczystościach. 

Daria ślubu w kościele mimo wysiłków rodziców nie wzięła. "Czułam, że to nie fair wobec ludzi, którzy wierzą naprawdę, a nie udają dla ładnych zdjęć i braku wyrzutów ze strony bliskich". Ugięła się jednak pod presją rodziny, gdy na świecie pojawił się syn. Chrzest miał ułatwić dziecku życie. Bez niego przecież nie pójdzie do komunii, wykluczy go to ze szkolnego życia towarzyskiego. Dziś matka żałuje swojej decyzji.

"Jestem w drugiej ciąży i nie popełnię drugi raz tego samego błędu. Wydaliśmy na chrzciny masę pieniędzy, dziecko płakało wniebogłosy, a ja jeszcze od "uprzejmych" cioć usłyszałam, że "teraz jak ochrzczone, to będę miała czas wziąć się troszkę za siebie". Gdybym jeszcze wierzyła w ten sakrament, może zmieniłabym zdanie, ale robienie tego pro forma, byle mieć spokój, jest bez sensu". 

Chrzest to nie dowód osobisty, nie każdy musi go mieć. Skończyły się czasy (mam nadzieję), że na dziecko będą krzywo patrzeć, bo do komunii nie idzie.

Pierwsze ochrzczone, drugie dziecko nie

Marta miała inną historię. Jej dom był - jak sama określa - przeciętnie katolicki, czyli "wierzący, ale niepraktykujący". Do kościoła chodziło się kilka razy w roku. Sakramenty nie miały duchowej wartości. Stanowiły raczej rodzinną tradycję, właściwy dla dzisiejszego pokolenia 30- i 40-latków obyczaj. Do komunii czy bierzmowania nie szły tylko jednostki. Gdy Marta sama założyła rodzinę, ochrzciła dziecko głównie za namową teściowej. "Nie chciałam, aby było jej przykro. Mnie było wszystko jedno. Mąż jest bardziej wierzący, dla mnie wiara mogłaby nie istnieć, ale nie sprzeciwiałam się".

Choć na chrzcie rodzice przyrzekają wychowywać dziecko w wierze, to jednak rodzina pani Marty ani nie zaczęła pojawiać się kościele, ani też nie dbała o duchowy rozwój w domowym zaciszu. "Chrzest odbył się i o nim zapomniałam, jednak kolejne lata przyniosły moje przebudzenie w kwestii wiary. Nie chciałam już dłużej nikogo oszukiwać". Gdy urodziło się drugie dziecko, nie ochrzcili go. Teściowa nie była zadowolona, ale nie robiła wyrzutów. 

Kościół nie jest mi bliski i dopiero przy kolejnym dziecku mam odwagę to przyznać. Wcześniej myślałam, "a co mi szkodzi", przy drugim postanowiłam być wierna swoim poglądom. Mąż nie był początkowo zadowolony. Spytałam go jednak, jak realizuje przyrzeczenia z chrztu pierworodnego dziecka. Chyba wtedy dotarło do niego, że nie ma sensu chrzcić kolejnych dzieci. 

Marta zwraca też uwagę na całą "chrzcielną otoczkę", która dodatkowo ją zniechęca. Trzeba zorganizować imprezę, czasem niemal tak wystawną jak wesele, kupić kreacje, zamówić fotografa - to wszystko generuje ogromne koszty. "Po pierwsze pieniądze, po drugie cała ta pompa. Kolejna rodzinna rewia mody, a dodatkowo fundowanie totalnie nieuzasadnionego stresu dziecku" - dodaje Marta.

Coraz mniej chrztów w Polsce

Historie naszych rozmówczyń nie są odosobnione. Odzwierciedlają to także statystyki. Z roku na rok spada zarówno liczba wiernych, jak i udzielanych sakramentów. Trend spadkowy początkowo tłumaczono pandemią. Ostatnie lata pokazują, że ta teoria się nie sprawdziła. W 2022 znów liczby poleciały w dół, więc trudno doszukiwać się tu związku z obawą przed COVID-em. W 2022 roku (za 2023 nie ma jeszcze danych) ochrzczono 302,4 tys. osób, to o 4,2 proc mniej niż rok wcześniej. Dla porównania, w 2018 ochrzczono 386,5 tys. osób, a w 2019 już 372,9 (za: ISKK.pl). 

Dlaczego tak się dzieje? Polacy coraz częściej odwracają się od Kościoła, a ten nie potrafi przyciągnąć nowych wiernych. Dorośli, choć nawet wychowywani byli w "wierzących domach" - jak Marta - sami nie chcą być czynnymi członkami. Nie chodzą na msze, nie spowiadają się, nie przyjmują kolędy i naturalną konsekwencją wydaje się być też niechrzczenie swoich dzieci. A co wy sądzicie na ten temat. Czy w Waszych domach chrzci się dzieci? Dajcie nam znać w komentarzach lub na adres edziecko@agora.pl.

Więcej o: