Każdy rodzic, któremu już za chwilę ma urodzić się dziecko, myśli tylko o tym, by zobaczyć je, usłyszeć krzyk oraz potwierdzenie lekarza, że wszystko jest w porządku. Chelsea Hough miała przed sobą trzeci poród, wiedziała jednak, że będzie on zupełnie inny od poprzednich. Chłopcu zdiagnozowano dwa bardzo rzadkie i niepowiązane ze sobą schorzenia, a mama miała podjąć decyzję, kiedy zostanie odłączony od respiratora.
Lekarze dawali chłopcu kilka tygodni życia. W najlepszych przewidywaniach to były 2-3 miesiące. "Jego przypadek jest przedstawiany jako poważny i może spowodować poważne upośledzenie neurologiczne" - pisała jego mama w jednym z wpisów na Facebooku. Schorzenia, na które cierpiał chłopiec miały mu uniemożliwić normalne funkcjonowanie. Nowo narodzony chłopiec doznał "krwotoku w lewym płacie skroniowym" i zdiagnozowano u niego rzadką, genetyczną chorobę metaboliczną zwaną hiperglicynemią nieketotyczną (NKH). Lekarze tłumaczyli, że "nigdy nie będzie chodził, mówił, nie będzie rozumiał, nie będzie normalnie jadł, będzie miał problemy wzrokowe i będzie miał co najmniej 20-30 napadów dziennie, z każdym dniem jego stan będzie się pogarszał". Mama chłopca, po wielu rozmowach z lekarzami, przygotowywała się na najgorsze. Noworodek był cały czas podłączony do respiratora. W pewnym momencie, mama kobiety opublikowała w mediach społecznościowych wzruszający wpis, że jego mama zdecydowała o odłączeniu synka od respiratora. Nie chciała mu dłużej gotować piekła na ziemi. Lekarze dali im kilka minut na pożegnanie się. Chłopiec miał po 10 minutach po odłączeniu od aparatury przestać oddychać.
Po odłączeniu od respiratora i ustabilizowaniu się tętna chłopiec oddychał. Po 5 godzinach wciąż oddychał, samodzielnie przełykał ślinę, a nawet kilka razy otworzył oczy. Nie tylko rodzice byli w szoku. Lekarze potrafili określić to wszystko jedynie jednym słowem - "cud". Co się dzieje teraz, niemal dwa lata później? Chłopiec dalej żyje, niedawno obchodził swoje drugie urodziny. Jego mama często bywa z nim w szpitalu, każdego dnia staje na wysokości zadania - podaje leki, regularnie odwiedza specjalistów, mierzy się z atakami chłopca, podaje jedzenie i uczy się wciąż nowych sprzętów, które są niezbędne, by chłopiec mógł funkcjonować. Nie jest łatwo, ale każdy jeden dzień to mały cud. Najbliższa rodzina nie ma pojęcia jak długo maluch będzie mógł być z nimi, dlatego robią wszystko, by doceniać każdy dzień.