Starsze pokolenie często ma problem z tym, jak współcześnie wychowywane są małe dzieci. Hasła "ja wychowałam/em kilkoro dzieci, to wiem", albo "dawniej nikt tego nie robił i było dobrze" to klasyk. Dziadkom często jest zrozumieć, że świat idzie do przodu i wiele się zmienia, także w kwestiach wychowawczych.
Rodzice często mają problem z tym, że babcia, czy dziadek nie chcą stosować narzuconych przez nich zasad w kwestii ich pociech. Od początku trzeba jednak umieć stawiać granice, ponieważ niekiedy jednak dziadkowie wtrącają się tak bardzo, że może to doprowadzić do poważnych problemów rodzinnych.
Niestety dawniej istniało przekonanie, że mężczyznom nie wypada płakać, nie powinni mieć gorszych chwil. Oczekiwało się od nich, że będą głowami rodziny, zawsze silni, zdecydowani, zarabiający na utrzymanie rodziny itp. Oczywiście świat się zmienił i na szczęście podejście się zmieniło. Dziś związki działają na zasadzie partnerstwa i wsparcia. Inaczej też są wychowywane dzieci.
Mój syn jest bardzo wrażliwym chłopcem. Nie lubi piłki nożnej, woli prace plastyczne, nie ma w tym nic złego. Ciężko znosi słowa krytyki i porażki, wtedy zazwyczaj daje ujście swoim emocjom poprzez płacz. I jako matka rozumiem, że to przynosi mu ulgę. Dużo z nim rozmawiam, wyjaśniam, że nie zawsze będzie wygrywał, ale to nie szkodzi, bo i tak jest wspaniałym chłopcem i nie powinien się poddawać. Mój teść ma do mnie ogromne pretensje. Ostatnio wykrzyczał mi, że wychowałam mazgaja
- żali się nasza czytelniczka Kasia. Kobieta przyznaje, że łatwiej byłoby jej ignorować uwagi teścia, gdyby nie fakt, że... mieszka z nim pod jednym dachem.
Mieszkamy z teściami, chociaż byłabym temu przeciwna. Mieli duży dom, oczywiście zapewniali, że oddadzą nam piętro, że po co mamy brać kredyt na całe życie, że razem będzie raźniej, taniej i w ogóle. Klasyk. Dałam się omamić i teraz żałuję. Teściowie strasznie się wtrącają w wychowywanie dzieci, krytykują moje metody. Ciągle słyszę, że kiedyś to było nie do pomyślenia, żeby chłopiec robił to, a dziewczynka to. Jak im tłumaczę, że czasy się zmieniły to tylko oczami wywracają
- opowiada mama 6-letniego Igora i 3-letniej Izy. Niestety rozmowy z teściami nie dają żadnych efektów. Najgorsze jest to, że pod nieobecność kobiety, dziadkowie starają się wprowadzać własne metody wychowawcze, które są sprzeczne z tymi, które są stosowane przez nią.
Jak opisuje nasza czytelniczka ostatnio, gdy zostawiła dzieci z dziadkami, po powrocie zastała płaczącego syna, ponieważ babcia i dziadek nie pozwolili mu lepić z siostrą pierogów, ponieważ "to babskie zajęcie". Dziadek kazał mu za to oglądać mecz w telewizji, który kompletnie go nie interesował i odpytywał go z zasad piłki nożnej, chociaż wiedział doskonale, że ich nie zna. Wtedy padały słowa krytyki, że wnuk jest chłopakiem i "musi się znać na piłce" itp.
Strasznie się wtedy z teściami pokłóciłam. Powiedziałam, że to, co robią, jest chore, że jak można dziecku zabronić zabawy przy lepieniu pierogów i kto w ogóle w dzisiejszych czasach uważa, że gotowanie to kobiece zajęcie, że najlepsi kucharze na świecie to przecież mężczyźni, więc w czym w ogóle jest problem. Usłyszałam, że naczytałam się pierdół w gazetach i tych swoich książkach i myślę, że rozumy wszystkie pozjadałam, że oni nie pozwolą mi dzieci zmarnować!
- relacjonuje Kasia. Problemem jest jednak też to, że nie ma wsparcia w mężu, który albo się nie odzywa, albo przytakuje teściom.
Podczas jednego z ostatnich obiadów teść naszej czytelniczki zakomunikował, że podjął poważną decyzję i nie ma mowy, by ktoś się jej sprzeciwił.
W niedzielę teść stanął podczas obiadu i wygłosił przemówienie, że podjął poważną decyzję. Otóż zaplanował, że weźmie się za wychowanie wnuka i zrobi z niego w jego mniemaniu prawdziwego mężczyznę. Zaczęłam się sprzeczać, że ja wychowuję dziecko i ja decyduję, to aż pięścią w stół uderzył, krzycząc, że kobiety głosu nie mają, a jak mój mąż nie umie mnie do pionu postawić, to on to zrobi! Wykrzyczał, że nie będzie patrzył, jak jego wnuk jest mazgajem, bo ma nieudolną matkę, powiedział to przy moim mężu i dzieciach!
- po kłótni kobieta zabrała dzieci i pojechała do swoich rodziców, którzy w pełni ją wspierają. Od dwóch tygodni mieszka u nich, jednak mają małe mieszkanie i jest dość ciężko. Mąż przyjeżdża i przekonuje ją, żeby wróciła do domu, że przecież jego ojciec chce dobrze i nic złego nie robi! Zarzuca jej, że "swoimi fochami rozbija rodzinę i niszczy dzieciom dzieciństwo".
Kocham mojego męża, ale zauważyłam, że został całkowicie zmanipulowany przez teściów. Dzieci za nim tęsknią, na dłuższą metę nie ma opcji, żebym mieszkała z rodzicami, bo nie ma do tego warunków. Poza tym nie mogę zabronić mężowi kontaktu z dziećmi, a on chce je zabrać do domu, czyli do teściów. Nie wiem kompletnie co mam robić... Jestem totalnie załamana, nie pozwolę, by teść zniszczył dzieciństwo mojego syna i wpoił mu zasady, z którymi się totalnie nie zgadzam...
- żali się Kasia.
Bez wątpienia najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby teść zrozumiał swój błąd i przestał się wtrącać w życie rodziny syna, jednak jak wynika z listu naszej czytelniczki, nie ma takiej możliwości. Szkoda, że jej mąż bardziej liczy się ze zdaniem rodziców, niż żony, z którą przecież stworzył nową rodzinę i to z nią powinien podejmować wszelkie decyzje, także te, dotyczące wychowywania dzieci.
Sytuacja jest bez wątpienia trudna. Co poradzilibyście naszej czytelniczce? Czy powinna wrócić do domu i dalej toczyć walkę z teściami?