W czasach PRL-u panującej władzy zależało na wpojeniu obywatelom ideologii marksistowsko-leninowskiej. Drogą do tego celu była laicyzacja społeczeństwa. Według komunistycznych władz, obywatele, którzy brali udział w praktykach religijnych dopuszczali się "zdrady ideologicznej" i praktykowanie religii stanowiło jedną z głównych przyczyn kar partyjnych. Próbowano wówczas promować inne formy obchodzenia niektórych świąt i przeprowadzania sakramentów. Przykładem takiego kuriozalnego zamiennika jest "cywilny chrzest".
Należy zaznaczyć, że w życiu chrześcijan to właśnie chrzest jest najważniejszym z sakramentów. Wierzą, że odmywa z grzechu pierworodnego i włącza do wspólnoty kościoła. Większość rodziców postanawia ochrzcić dzieci w wieku niemowlęcym. Aby to zrobić, muszą wcześniej przynieść kapłanowi akt urodzenia dziecka, świadectwo ślubu kościelnego rodziców (jeżeli miał miejsce w innej parafii), a także zaświadczenia z parafii rodziców chrzestnych potwierdzające, że są praktykującymi katolikami. Utarło się, że matka chrzestna kupuje białą szatę, ubranko do chrztu oraz złoty medalik. Na mszę przyjeżdża cała rodzina, by świętować ten wyjątkowy moment, a następnie rodzice zapraszają ich na wspólny obiad. W PRL-u postanowiono stworzyć zamiennik tego sakramentu. Towarzystwo Krzewienia Kultury Świeckiej opracowało "ceremonię nadania imienia", która do złudzenia przypominała swój religijny pierwowzór.
Podczas świeckiego chrztu rodzice przychodzili z dzieckiem do miejscowej rady narodowej. Tam przewodniczący wpisywał dane malca do metryki, a następnie wręczał małemu obywatelowi egzemplarz konstytucji. Rodziców chrzestnych zastępowali tzw. "opiekunowie honorowi". Podobnie, jak w przypadku tradycyjnego chrztu, po części formalnej, wyprawiano bankiety dla rodziny. W ich organizację również włączały się władze. Dziecku wręczano zabawki, a rodzicom sprzęty codziennego użytku, a nawet książeczki mieszkaniowe z ufundowanym już wkładem. Okazuje się, że ze świeckich chrzcin (zwanych także czerwonymi) korzystali zarówno niewierzący, jak i wierzący obywatele skuszeni dobrami materialnymi lub obawiający się utraty przywilejów. Mimo wszelkich starań ze strony władz ostatecznie ceremonie nadania imienia nie upowszechniły się w Polsce. Najczęściej decydowały się na nią osoby zobligowane z powodu pracy np. milicjanci, żołnierze zawodowi oraz działacze PZPR, a także osoby wierzące w sukces komunizmu.