Położna Izabela Dembińska za pośrednictwem mediów społecznościowych odczarowuje mity związane z porodem. W swoich postach pokazuje przede wszystkim to, że nie taki diabeł straszny jak go malują, bo znajomość odpowiednich technik swojego ciała pozwala przejść przez całe to doświadczenie z uśmiechem na ustach i co przede wszystkim ma znaczenie - bez bólu. W jednym ze swoich postów nawiązała do dość mało znanej metody łagodzenia bólu porodowego. Mianowicie chodzi o masaż łechtaczki. I chociaż jest to czynność fizjologiczna, dla wielu osób - jest po prostu nie do przejścia. Z własnego doświadczenia mogę jedynie dopowiedzieć, że będąc na sali porodowej ostatnią rzeczą, o jakiej wtedy myślałam i na jaką miałam ochotę - był masaż. Na to zwyczajnie nie było miejsca, czasu i sposobności.
Izabela Dembińska jest doświadczoną położną i specjalistką z zakresu bezpiecznego treningu w ciąży, która pokazuje, jak przygotować się do porodu łącząc ciało, umysł i całą logistykę. W jej postach nie ma tematu tabu. Otwarcie mówi o tym, co chociaż może należy do pewnych kontrowersji - może pomóc rodzącej, ale także i dziecku. Tym razem nawiązała do masażu łechtaczki i badań naukowców, którzy zgodnie twierdzą, że ten sposób znacznie może zmniejszyć ból porodowy.
"Czy wiesz, że stymulacja łechtaczki może w rzeczywistości łagodzić ból? Pomaga organizmowi wytwarzać oksytocynę i endorfiny. Widziałam to już wystarczająco wiele razy, aby wiedzieć, że to może zadziałać!" - pisze inna położna, Eva Rosebirth, która jest doświadczoną doulą i pomaga rodzącym kobietom w wydaniu na świat swojego dziecka. To właśnie jej post spowodował, że i na naszym podwórku pojawiła się dyskusja na temat masażu tej części ciała.
Jedną z osób, która podjęła się dyskusji, jest oczywiście położna Izabela Dembińska, która w poście nawiązała do pozytywnych doświadczeń z masażu, które mogą pomóc przyszłej mamie. Pod jej postem pojawiło się wiele ciekawych komentarzy.
Kobiety zgodnie twierdzą, że tego typu masaż znacząco mógłby poprawić ich komfort, ale w polskich szpitalach nie ma zwykle na to miejsca. "Stymulacja łechtaczki podczas porodu? Tak, ale nie w katolickiej zaściankowej Polsce. Wiem, że takie kobiety jak Ty odczarowują tematy kobiecości, naturalnych porodów i siły kobiecego ciała, ale takich osób jak Ty, jest naprawdę niewiele w porównaniu do położnych i lekarzy, które traktują rodząca kobietę jako kolejnego człowieka, przy którym trzeba odwalić swoje, podać oksytocynę, 'niech się przestanie drzeć', naciąć i wyjąć/wypchać dziecko, a potem zszyć bez znieczulenia, bo przecież, po co tracić czas i leki" - napisała jedna z kobiet. "U nas to chyba możliwe tylko w porodzie domowym.. Nie wyobrażam sobie w szpitalu. My z mężem pozwoliliśmy sobie na trochę przyjemności jedynie gdy zostaliśmy sami, ale nie było tego dużo, bo ciągle się ktoś kręcił i mąż czuł skrępowanie. Ale to są bardzo miłe wspomnienia z porodu i poczucie wielkiej miłości, która faktycznie pomaga" - dodała kolejna.
Mam nadzieję, że dyskusja odnośnie łagodzenia bólu porodowego - zarówno tymi naturalnymi, jak i farmakologicznymi środkami - będzie motorem do zmian, których nam potrzeba.
Sala porodowa, chociaż ta najlepsza i z najbardziej doświadczonym personelem nie zawsze jest dobrze odbierana i kojarzona. Ja od swojego ginekologa usłyszałam, że poród trzeba po prostu przetrwać, a potem zapomnieć. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co mnie czeka. Oczywiście jak każda mama - przygotowywałam się na ten czas. Były zajęcia w szkole rodzenia, joga dla ciężarnych i ćwiczenie mięśni dna miednicy. Również słyszałam o masażu łechtaczki, jednak było zupełnie inaczej, aniżeli sobie założyłam. W papiery wpisano mi potem "pacjentka niewspółpracująca", a sam moment porodu chyba już na zawsze będzie dla mnie traumą. Tam nie było mowy o czasie, spokoju i wyciszeniu. W kolejce czekały już kolejne rodzące, więc trzeba było zwolnić sale. Była szybko oksytocyna, podłączenie do KTG i kategoryczny zakaz wstawania z łóżka. Rodziłam w najgorszej z możliwych pozycji, czyli na plecach, a skończyło się i tak pęknięciem trzeciego stopnia i użyciem vaccum, gdzie trzymano mnie za ręce i nogi. Potem była operacja, a od anestezjologa, który mnie znieczulał, usłyszałam, żeby już tak nie jęczeć, bo to przecież nie boli.
Zatem jeśli chodzi o dyskusję na temat porodu, łagodzenia bólu z nim związanego i samego podejścia do rodzącej - jeszcze wiele musi się zmienić.