Fabrykantki aniołków - oferowały opiekę nad dziećmi i bezkarnie doprowadzały do ich śmierci

Wyroki wobec tych kobiet były tak śmieszne, że nie zniechęcały do kontynuowania procederu. Oferowały pomoc i zarabiały na tragedii matek. Zamiast ciepła i pełnego brzucha była powolna śmierć. Nawet mieszkańcy Warszawy zachowywali się obojętnie wobec tych działań.

Przełom XIX i XX wieku to nie były łatwe czasy. Służące, kobiety, które pochodziły z biednych rodzin i te, które nie żyły w żadnych związkach, ale zachodziły w ciążę musiały stawić czoła niezwykle trudnym decyzjom. To wtedy zazwyczaj na pomoc przychodziły fabrykantki aniołków. Wydawało się, że to szansa dla nich oraz ich nowo narodzonych dzieci, nic bardziej mylnego. 

Dzieci były niedożywione, często pracowały ponad swoje siły

Im biedniejsza rodzina i niższy status, tym gorzej miały kobiety, które zachodziły w ciążę. W latach 20. XX wieku, nawet mężatki miały ciężko. Ich mężowie byli obojętni zarówno wobec swoich własnych żon i tym bardziej wobec dzieci. Wiejskie matki rodziły po pięcioro, siedmioro i nawet dziewięcioro dzieci i błagały lekarzy, by pozwolili im przestać i sprawili, by okazały się już bezpłodne. Wiejskie dzieci, pomimo obowiązkowej edukacji, często skazane były na pracę ponad swoje siły, dzień w dzień. Kobiety, które nie miały partnerów i mężów, a zachodziły w ciążę były natychmiast skreślane - nie miały szansy na stworzenie z kimś związku, a własna rodzina wyrzekała się ich - to był wstyd i obelga, mieć taką córkę. Te kobiety, jeśli nie znalazły dziecku rodziny, często lądowały na bruku i umierały z dzieckiem, z zimna i niedożywienia. 

Zobacz wideo Magdalena Stępień opowiedziała o stracie dziecka. "Już nigdy nie będę żyła w stu procentach" [MAMY CZAS]

Fabrykantki oferowały swoją pomoc. Była czystą fikcją i nikt nie ponosił za to kary

"Wiktor Grzywo-Dąbrowski szacował, że w samej Warszawie rocznie około 20 tysięcy kobiet wywołuje poronienie. W skali kraju właściwie nie dało się tego policzyć. Zabiegi odbywały się niekiedy w zatrważających warunkach" - podaje serwis Wp.pl. Na ratunek przychodziły fabrykantki. Najbardziej znaną w Polsce była Weronika Szyferska, z zawodu akuszerka. Szyferska miała wspólniczkę - Mariannę Szymczakową, obiecywały kobietom w trudnej sytuacji swoją pomoc. Pomagały świeżo upieczonej mamie znaleźć pracę, zwykle to było zostanie "mamką" i oznaczało karmienie piersią dzieci innej rodziny. Na ten czas fabrykantki przejmowały opiekę nad noworodkami. Często na raz nawet kilkanaście niemowląt leżało w jednej izbie. Z zimna i głodu skazane były na powolną śmierć. Ciała dzieci wyrzucano na ulicę lub chowano w okolicznych wychodkach. Nikt nie ma pojęcia jak dużo dzieci zginęło w tak makabrycznych warunkach. Społeczeństwo nie reagowało. Tłumaczyli, że z dzieciobójstwem i  tak nie da się nic zrobić. 

Więcej o: