Wiele osób, sięgając pamięcią wstecz, przypomina sobie zabawne, czasem dziwaczne, bywa, że i nieco przerażające przestrogi, jakie w dzieciństwie słyszało się od rodziców lub dziadków. Wiele z nich dotyczyło ciała. Czasem chodziło o to, żeby oduczyć dziecko dłubania w nosie, innym razem - połykania pestek, jeszcze innym - kłamania. Niektóre przestrogi tak mocno zapadły w pamięć, że nawet po wielu latach są wciąż w niej żywe. Spytaliśmy kilka osób, które przyszły na świat w latach 80. i 90. o ich "koszmarki" z dzieciństwa.
"Nie pamiętam, ile miałam lat, ale musiałam być bardzo mała. Pewnie tak ze dwa, trzy lata. Któreś z rodziców, zapewne widząc jak grzebię sobie w pępku, powiedziało: Nie dłub w pępku, bo ci się rozwiąże, a jak się pępek rozwiąże to się umiera. Oni dziś tego nie pamiętają i zarzekają się, że nigdy by podobnej bzdury nie powiedzieli, ale ja mam inne zdanie na ten temat" - wspomina Magda, której wczesne dzieciństwo przypadło na lata 90. "Niemniej jednak miałam do nich bezgraniczne zaufanie, bo bezrefleksyjnie nie poddawałam w wątpliwość tego mitu aż do czasów nastoletnich. Nawet dziś niechętnie dotykam pępka" - dodaje.
"W naszym ogrodzie rosła wiśnia. Gdy tylko pojawiały się na niej owoce, razem z bratem obsiadaliśmy drzewo i się nimi zajadaliśmy. Często razem z pestkami. Kiedyś zauważyła to mama i powiedziała, że jak będziemy połykać pestki, to nam z pupy wyrośnie drzewo wiśniowe. Tata to potwierdził. Przez kilka dni chodziłam przerażona, wyobrażałam sobie, jak mnie w przedszkolu wszyscy wytykają palcami, bo mi z rajstopek wystają liście. Rodzice długo tej rewelacji nie dementowali, a dziś oczywiście twierdzą, że nic takiego nie mówili" - wspomina Kasia, która wychowywała się w podwarszawskich Łomiankach.
"Tata mi kiedyś powiedział, że od dłubania w nosie czernieją palce. I że jak zobaczę kogoś z czarnymi palcami, to znaczy, że w dzieciństwie często dłubał w nosie i że to wielki wstyd. Działało na jakiś czas, ale potem i tak palce lądowały w nosie" - powiedziała naszej redakcji Marysia, która wychowywała się na niewielkiej wsi w województwie małopolskim. "Z tego, co pamiętam, to była też wersja, że te palce z czasem odpadają. Czasem korci mnie, żeby powiedzieć to swojemu trzylatkowi" - śmieje się Marysia.
"Nie chodziłam do żłobka i przedszkola, opiekowała się mną babcia i wychowywała mnie w konserwatywny sposób. W pierwsze piątki miesiąca zawsze chodziłyśmy na siódmą rano do kościoła. Babcia za każdym razem prosiła mnie, żebym zdejmowała tam czapkę, nawet jak było zimno. Kiedy zapytałam dlaczego, to w odpowiedzi usłyszałam, że jak tego nie zrobię, to na głowę będzie mi się sypać popiół z nieba" - mówi Anita, która w dzieciństwie mieszkała w małym miasteczku w województwie mazowieckim. "Ale to nie było nic strasznego w porównaniu z tym, że któregoś razu babcia kazała mi przed wejściem na cmentarz wypluć gumę do żucia. Powiedziała, że jeśli w kościele lub na cmentarzu coś się je, to gniją i wypadają zęby. Bardzo długo panicznie się tego bałam" - dodaje.
"Kiedyś często od swojej babci słyszałam, że nie wolno pić wody z kranu. Przekonywała mnie, że od tego lęgną się w brzuchu żaby. To było w latach 90. Dziś pewnie już się tak dzieci nie straszy. Tym bardziej że wiele osób pije kranówkę na co dzień" - wspomina ze śmiechem Marta z Legionowa. Z kolei Patryk długo wierzył, że jeśli będzie obgryzał paznokcie, to doczeka się robaków w brzuchu. "Miałem w dzieciństwie ten nieestetyczny nawyk i rodzice próbowali różnych sposobów, żeby mnie go oduczyć. W końcu któreś powiedziało o robakach i opisało, co się będzie działo w moim brzuchu. Zadziałało. No i nie do końca było przecież kłamstwem. Dziś czasem się z tego śmiejemy" - dodaje.
"Jak byłem mały, jakoś w połowie lat 80., mama mi powiedziała, że gdy dziecko kłamie, to wydłuża mu się nos. Na dowód pokazała mi ilustracje z Pinokia. Oczywiście jej uwierzyłem i bardzo się bałem, że skończę z długim i szpiczastym nochalem i wszyscy się będą ze mnie śmiać" - mówi Paweł. "Dzięki temu długo nie kłamałem rodzicom, a gdy zdarzało mi się mijać z prawdą, odruchowo łapałem się za nos, żeby sprawdzić, czy nie rośnie. Ten gest był dla nich sygnałem, że kombinuje" - śmieje się Paweł.
"Mnie jako dziecko ktoś powiedział, że jeśli zrobię zeza i jednocześnie uderzę się w głowę, to mi ten zez już na zawsze zostanie. Pamiętam, że od tamtej pory, gdy uderzyłam się w głowę, nawet bardzo lekko, to przestraszona biegłam do lustra, żeby sprawdzić, czy przypadkowo nie zrobiłam wtedy lekkiego zeza i nie zostałam oszpecona na wieki" - wspomina ze śmiechem niespełna trzydziestoletnia Karolina z Krakowa.
"Kiedy byłem mały i ze złości zdarzyło mi się pacnąć ręką mamę lub tatę, słyszałem, żebym tego nigdy więcej nie robił, bo od podniesienia ręki na rodzica ta ręka usycha i odpada" - wspomina Rafał. "Często sobie wyobrażałem potem, że moja ręka robi się podobna do uschniętego konara drzewa i w końcu odpada. Czasem miałem takie koszmary i budziłem się z krzykiem w nocy" - dodaje.
Czy należy powstrzymywać się od straszenia dzieci podobnymi sformułowaniami? Wiele zależy od tego, w jakim wieku jest dzieci i czy jest bardzo wrażliwe. "Wrażliwe maluchy mogą się przestraszyć. A wiadomo: strach źle wpływa na rozwój dzieci - przestrzega Magdalena Wancerz, pedagożka, terapeutka integracji sensorycznej z warszawskiej poradni Kluczyk. "Myślę, że trzeba dobrze znać swoje dziecko i upewnić się, czy rozumie, że taka przestroga to jest raczej żart. Lepiej powstrzymać się od mówienia takich rzeczy w poważnym kontekście" - dodaje.